Aborted, Soilwork, Sepultura, Kreator w Progresji.

  • 16 February, 2017
  • PS

Środowa noc dla miłośników thrashu była bardzo urozamicona i aktywna. Na jednej scenie można było zobaczyć występy Aborted, Soilwork, Sepultury i niemieckich weteranów z zespołu Kreator.

Mi było dane zobaczyć tylko występy dwóch ostatnich bandów w tym zestawieniu. Tak więc zaczynamy od Sepultury. Panuje powszechne przekonanie, że Sepultura bez Maxa to nei sepultura. Osobiście byłem ciekaw tej opinii, a że nie widziałem tego zespołu w takim wydaniu jak obecnie tym bardziej wsłuchiwałem się i wpatrywałem co robią na scenie. Zaczęli od nowego materiału z Machine Messiah „I Am a Enemy” zabrzmiało jakoś bez przekonania i polotu, w tym sensie, że ten kawałek mógłby zagrać każdy podrzędny zespół a na scenie mieliśmy wielką Sepulturę. Derrick może i wokalnie dawał radę, ale całość nie brzmiała dobrze. W połowie setu byłem bardzo zmęczony tym co widzę i słyszę. Publiczność przy nowych kawałkach też nie reagowała entuzjastycznie. Do tego po „Inner Self” nastąpiła 4 minutowa przerwa związana z problemem technicznym Andreasa Kissera. Koniec koncertu trochę podratował dość słaby występ "Refuse/Resist", "Arise", "Ratamahatta" i kultowe "Roots, Bloody Roots" wypadły na tle pozostałych numerów bardzo dobrze. Nawet niemrawa publiczność wyraźnie ożywiła się dając do zrozumienia, że bardziej ceną dorobek zespołu z Maxem. Przypomniał mi się zeszłoroczny występ Maxa i Igora w Progresji, gdzie zagrali całe "Roots". Koncert był genialny, z dużo większym feelingiem, a więc coś jest na rzeczy.

25 minutowa przerwa i przyszedł czas na Kreatora. Nie będę ukrywał, że czekałem na ich występ bardzo długo. Mój ostatni romans z nimi miał miejsce w 2005 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie podczas Mystic Fstiwal. Dawno i nieprawda. W zespole sporo się działo od tego czasu. Niestety jeśli chodzi o mnie to ich ostatnie płyty są dość miałkie. Przeszkadza mi to, że kosztem solidnego , surowego thrashowego łojenia poszli w klimaty melodyjnych wstawek gitarowych, czego nie znoszę, no ale cóż...lata też robią swoje.

Początek, spokojny w postaci Hordes of Chaos, celowo pisze spokojny bo to utwór który moim skromnym zdaniem wpisuje się w to co w tym zespole mnie denerwuje. Chwilę później było znacznie lepiej „Phobia”, „People of The Lie”, które pokazały, że zespół jest w świetnej formie. Dawno nie słyszałem tak dobrze brzmiących gitar, wszystko było słyszalne idealnie. Warto zwrócić uwagę, że chyba w swojej karierze zespół nie miał tak dobrze i starannie przygotowanej produkcji. Ekrany diodowe, wyrzutnie Co2, miotacze płomieni, bardzo efektowne światło i niestety najsłabszy punkt białe konfetti i wstążki....to takie mało "metalowe". Koncert trwał w najlepsze a ja odpływałem przy dźwiękach „Total Death” czy „Extreme Agression”, tak wiem, ciężko przy tym odpłynąć ale mi się udało. Końcowe utwory to „Flag of Hate”, gdzie Mille aż przesadnie wymachiwał flagą co wyglądało komicznie – nie zrozumcie mnie źle, ale mały Pan z niemiec wymachujący flagą większą od niego dwa razy wyglądało mega śmiesznie. „Under the Guillotine” i „Pleasure to Kill” zakończyły warszawski koncert, który uważam za bardzo udany – no może poza kilkoma udziwnieniami scenograficznymi, które bardziej pasują do Rihanny niż do thrashowego zespołu. Chciałbym żeby zespół wrócił do płyt w stylu Violent Revolution, ale chyba dziś thrash zmierza w nieco innym kierunku, pożyjemy zobaczymy. Hail!


Aborted, Soilwork, Sepultura, Kreator w Progresji." data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia