Old good Jeff is back...
W kolejny krÄ Ĺźek pod szyldem ELO wierzyli juĹź tylko najwytrwalsi. Jednak ich wiara zostaĹa nagrodzona. Co wiÄcej âAlone in the Universeâ dowodzi, Ĺźe Jeff Lynne wciÄ Ĺź potrafi trzymaÄ poziom. NagraĹ wszak pĹytÄ wciÄ gajÄ cÄ bardziej niĹź wycyzelowany w produkcji, czyĹciej brzmiÄ cy, ale doĹÄ zdecydowanie sĹabiej zapadajÄ cy w pamiÄÄ album âZoomâ sprzed parunastu lat.
Wypuszczony we wrzeĹniu bieĹźÄ cego roku singiel âWhen I Was a Boyâ zwiastowaĹ nastrojowe, pachnÄ ce nostalgiÄ wspomnienie z przeszĹoĹci. PrzyprawiajÄ ca o miĹy dreszcz reminiscencja zahaczaĹa nie tylko o mĹodoĹÄ Lynne'a, ale przede wszystkim o muzykÄ ELO z jego najlepszych lat. Wraz z nim powrĂłciĹy wspomnienia, ale teĹź obawa czy na tym krÄ Ĺźku zdarzy siÄ coĹ wiÄcej?Â
ZdarzyĹo, bo juĹź drugie âLove and Rain" delikatnie podbija tempo. SĹychaÄ smyki i gitarowe solo, o ktĂłre aĹź prosi siÄ czÄĹciej i dobitniej w dalszych nagraniach. Niestety, bezskutecznie... Emocjonalne âDirty to the Bone" przynosi z kolei przyjemne poprockowe granie wpisane w styl schyĹkowych lat 70.
Ĺťal trochÄ, iĹź tak maĹo na âAlone in the Universeâ klasycznego rock'n'rolla. Trzeba czekaÄ na niego aĹź do âAin't It a Dragâ. Na drugim biegunie lokuje siÄ Ĺzawa ballada âAll My Lifeâ. ChoÄ w caĹoĹci dominuje tempo umiarkowane, album nie jest ani tak smÄtny, ani melancholijny, jak sugeruje jego tytuĹ, a jednoczeĹnie tytuĹ kawaĹka finaĹowego. W wersji âdeluxeâ dodatkowe oĹźywienie przynoszÄ po nim jeszcze dwa bonusy â âBlueâ oraz utrzymane w stylu country âFault Lineâ.
WydanÄ w 2012 skĹadankÄ âMr. Blue Sky: The Ver y Best of Electric Light Orchestraâ zamykaĹ kawaĹek âPoint of No Return". A jako, Ĺźe tamtÄ pĹytÄ Jeff Lynne firmowaĹ jako muzyk wĹaĹciwie jednoosobowo, wydawaĹo siÄ, Ĺźe do pewnych spraw rzeczywiĹcie nie ma juĹź powrotu. Jednak w trzyosobowym skĹadzie teĹź da siÄ wyciÄ Ä trochÄ ponad póŠgodziny sympatycznego grania. Na âAlone in the Universeâ bowiem Lynne'owi towarzyszÄ jedynie cĂłrka Laura w chĂłrkach oraz inĹźynier dĹşwiÄku Steve Jay.
Nie ulega wÄ tpliwoĹci, Ĺźe jest to pĹyta dla zatwardziaĹych fanĂłw Electric Light Orchestra i to zwĹaszcza z okresu późniejszego. Lynne stworzyĹ zestaw skrojonych na miarÄ radiowych hitĂłw do spokojniejszego odsĹuchu. Jedni powiedzÄ , Ĺźe zbyt maĹo tu nowoĹci, inni, Ĺźe to zaleta, bo krÄ Ĺźek podtrzymuje ciÄ gĹoĹÄ niepowtarzalnego brzmienia ELO. Jednak juĹź samo ten dylemat, jak i to, Ĺźe kolejne przesĹuchania âAlone in the Universeâ nie nuĹźÄ , a raczej dostarczajÄ coraz wiÄkszej przyjemnoĹci, to powĂłd wystarczajÄ cy, aby oceniÄ ten album naprawdÄ wysoko.