
Amenra w Warszawie, wentyl dla duszy
- 29 April, 2025
- Polarblazma
W piątkowy wieczór nowy spot na klubowej mapie Warszawy pękał w szwach. Na plus trzeba zapisać, choć zdania w tej kwestii są podzielone, że przynajmniej w kącie, który obstawiłam, ostatecznie wszystko brzmiało naprawdę bez zarzutu. Na zdecydowany minus ogólny komfort odbioru koncertu - krótko mówiąc, jeśli chciało się postawić krok, to tylko do wyjścia z sali. Bez niepotrzebnego kręcenia nosem wzięłam ten stan rzeczy na klatę i przyczaiłam się z boku sceny w oczekiwaniu na zupełnie solidnego kandydata do koncertu roku.
Wydarzenie rozpoczęło się krótkim supportem ze strony duetu Amy i Johannesa Barrysmithów. Skład Year of the Cobra osobom oblatanym w niskich brzmieniach może być znany z przedostatniej edycji Summer Dying Loud, chociaż nie zdziwiłoby mnie, jakby mało kto faktycznie pamiętał, co się wtedy na scenie odbyło. Przypomnę - ot, troche bardziej dostrojony w dół stoner, mało porywający brzmieniem i mało interesujący kompozycjami. Przeszło mi nawet przez myśl, że najwyraźniej nie zawsze dwóch zdolnych muzyków wystarczy, żeby stworzyć zespół. No, nie.
Nie ma najwyraźniej tego złego, bo dyplomatycznie mówiąc nie najwyższych lotów otwieracz dołożył do odbioru nieziemskiego występu Amenry. W chmurze białego dymu i stroboskopowej szachownicy Belgowie wystrzelili bez ostrzeżenia i dźwiękami Salve Mater rozpoczął się niemal dwugodzinny akt - bez zbędnych słów pomiędzy, bez przestrzeni na oddech, prowadzony trzymającym w napięciu, lśniącym tremolo i przejmującym, wwiercającym się pod czaszkę lamentem Chve. Nawet gdy momentami cichło, atmosfera nie przestawała wrzeć, naelektryzowana jak w chwili ciszy przed burzą, albo jak w spokojniejszych fragmentach De evenmens, które przygasa, żeby za moment ryknąć ze zdwojoną siłą. O muzyce Amenry myślę jak jak o sznurze splecionym z najmocniejszych i najmroczniejszych emocji, ze świstem rozpędzonym w kierunku głowy. I taki też był ten koncert - ostatecznie cios za ciosem, bez wytchnienia, aż do raptownego finału - ostatniego uderzenia Silver Needle/Golden Nail.



























