Skunk Anansie

Anarchytecture

Mystic Production 2015-01-15
Autor: Mariuz Niciński

Na półki sklepowe trafił właśnie szósty w historii - i jednocześnie trzeci po reaktywacji w 2009 roku – studyjny album zespołu Skunk Anansie - „Anarchytecture”. Nazwa powstała z połączenia dwóch słów: „anarchia” i „architektura”, co może sugerować, że muzyka zawarta na krążku zawiera elementy dzikiej i nieokrzesanej anarchii, która została zaprezentowana w przemyślany i uporządkowany sposób. Czy jest tak rzeczywiście?
Do pracy nad płytą zostali zatrudnieni fachowcy orientujący się w modnych obecnie brzmieniach. Materiał został nagrany w londyńskim studio RAK. Produkcją zajął się Tom Dalgety, który wcześniej współpracował m.in. z Royal Blood, Killing Joke i Band Of Skulls. Dalgety czuwał też – wspólnie z Jeremym Wheatleyem – nad miksem, a mastering zrobił Ted Jensen w Sterling Sound w Nowym Jorku.
Krążek zawiera jedenaście piosenek, ale trwa tylko niecałe czterdzieści minut. Utwory są charakterystyczne dla stylu zespołu – wciąż jest to energetyczne, mocne,  gitarowe granie, jak np. w „Suckers!” czy „Bullets”, ale można też usłyszeć elementy zapożyczone z innych stylów muzycznych.
W lekkim i dość popowym „Love Someone Else” – który był pierwszym singlem z płyty – jest sporo elektroniki, pojawiają się taneczny rytm i perkusyjny loop, a w „Victims” słychać dźwięki kojarzące się z Massive Attack. Na płycie nie mogło oczywiście zabraknąć mocnej, gitarowej ballady – jest nią „Without You”.
„Anarchytecture” jest rzetelnym i bardzo poprawnym krążkiem, ale nie ma tu muzycznych fajerwerków – czegoś, co sprawi, że materiał ten na dłużej zapisze się w pamięci słuchaczy. Jeżeli są tu jakieś elementy muzycznej anarchii, która jest wspomniana w tytule płyty, to bardzo grzeczny sposób, w jaki została zaprezentowana, powoduje że traci ona swoje najważniejsze cechy – dzikość i nieprzewidywalność. Muzyka na krążku sprawia wrażenie grzecznej i schematycznej, nagranej tak, żeby podobała się potencjalnemu odbiorcy.
Nie twierdzę jednak, że jest to zła płyta, bo zespół nagrał najmocniejszy krążek po reaktywacji w 2009 roku. Jest to jednak materiał bardziej dla fanów płyt „Wanderluste” i „Black Traffic”, niż dla miłośników trzech pierwszych studyjnych albumów grupy.
Raczej wątpię, czy często będę powracał do tej płyty. Jestem za to pewien, że muzyka ta doskonale  sprawdzi się na koncertach, ale będzie to raczej zasługą charyzmy i kunsztu scenicznego członków zespołu, a nie jakości kompozycji z „Anarchytecture”.