Arch Enemy w Gliwicach – metalowe święto na PreZero Arenie
- 22 October, 2025
- Piotr "Bobas" Kuhny
19 października 2025 roku PreZero Arena w Gliwicach za sprawą Knock Out Production, zamieniła się w prawdziwą świątynię metalu. Arch Enemy, szwedzcy giganci melodyjnego death metalu, powrócili do Polski z nowym albumem „Blood Dynasty”, prezentując show, które na długo pozostanie w pamięci fanów ciężkich brzmień. W roli supportów wystąpili: folk metalowe Eluveitie, fińska legenda Amorphis, oraz amerykański Gatecreeper – każdy zespół zaprezentował własny unikalny klimat.
Koncert rozpoczął się występem Gatecreeper, którzy rozgrzali publiczność surowym, klasycznym death metalem, nieco odstając stylowo od reszty stawki. Amerykanie byli najbardziej "bezpośrednim" zespołem wieczoru. Muzyka która ma w sobie ten oldskulowy groove, grana bez udziwnień i „upiększaczy”. Dobre otwarcie, które rozgrzało gardła i szyje.
Po krótkiej przepince nadszedł czas na fińską legendę i drobne zaskoczenia albowiem w rozpisce na facebookowym wydarzeniu zapowiadani byli jako ostatni przed gwiazdą wieczoru. Amorphis to mistrzowie budowania nastroju. Łączą progresywne podejście z folk metalowymi opowieściami. Ich występ to była klasa sama w sobie – brzmienie gęste, a wokal Tomaia Joutsena perfekcyjnie balansował między growlem a czystymi partiami. To klasycy tego rodzaju fuzji metalu i dało się to wyczuć w każdym riffie. Amorphis prezentowali materiał z najnowszego albumu „Borderland” i klasyki, które porwały publiczność. Finowie roznieśli arenę i chyba większość fanów mocno bolały karki po ich występie. Po jego zakończeniu usłyszałem tylko jedno zastrzeżenie „za krótki”.
Kolejna przerwa i scenę przejęli Szwajcarzy z Eluveitie, łącząc folkowe melodie z metalową energią. Na poletku folk metalu nie mają sobie równych. Ta folk-maszyna łączy melodyjny metal z celtyckim chaosem. Flety, dudy, skrzypce – wszystko to wplecione w death metalową strukturę. Gdyby istniał wzorzec folk-metalu, to ten wieloosobowy zespół miałby swoją gablotkę w Sevres pod Paryżem. Ich set był intensywny, złożony, a jednocześnie cholernie chwytliwy. I widać było jak pochwycił w tany ludzi zgromadzonych licznie pod sceną. Tu również widzowie narzekali na długość występu, chętnie potupaliby nóżkami dłużej.
Kulminacją wieczoru był występ Arch Enemy, zanim jednak pojawili się na scenie to zakryto ją kurtyną i opanował ją tłum techników, którzy prócz ustawiania instrumentów rozwiesili scenografię- tło z grafiką skojarzoną z albumem „Blood Dynasty”. Gdy przyszła pora na ich występ (tu trzeba pochwalić organizatora za perfekcję- wszystko odbywało się sprawnie i punktualnie) ruszyły dymarki, włączono ostre światła i wraz z pierwszymi dźwiękami „Deceiver, Deceiver” płachta opadła, a publika ujrzała muzyków headlinera. Gwiazda wieczoru zaczęła z potężną energią. Michael Amott i reszta ekipy to tytani. Alissa White-Gluz to prawdziwa wokalna bestia, która zaprezentowała pełną kontrolę nad swoim głosem – momentami brutalnym, momentami śpiewnym. Riffy gitarowe płynące ze sceny to jedyna w swoim rodzaju melodyjność połączona z brutalnością. Zespół grał jak dobrze naoliwiona maszyna – precyzyjnie, dynamicznie, z mocą. Arch Enemy udowodnili, iż są w szczytowej formie, racząc publikę zarówno swoimi klasykami takimi jak „Ravenous”, czy grane na bis „Snow Bound” oraz „Nemesis” jak i materiałem z nowego albumu „Blood Dynasty” np.: „Dream Stealer” czy tytułowe „Blood Dynasty”.
To był wieczór pełen morderczych riffów, niesamowitej energii i świadectwo potęgi melodyjnego metalu. Świetna oprawa, dobrze dobrany zestaw supportów, no i Arch Enemy w znakomitej formie! Kto lubi melodyjny death i jego „okolice” – ten musiał tam być!