Christopher Zara

Artyści udręczeni

Burda Publishing Polska
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Sztuka rodzi się z bólu, a prawdziwy artyzm potrzebuje udręki jako iskry zapalnej i pożywki dla objawienia swego geniuszu. Christopher Zara nie próbuje się mierzyć z mitem założycielskim o związku wielkich dzieł z cierpieniem ich twórców. Zamiast tego szybko zabiera się do przeglądu przykładów.

Sięga do świata filmu, sztuk plastycznych, literatury, no i oczywiście muzyki. Idąc tropem wytyczonym przez rozmaitych badaczy, stara się zajrzeć do umysłów ludzi, którzy odcisnęli piętno na swej dziedzinie. Szczególnie interesuje go chwiejność nastrojów, wręcz obłęd, mający być źródłem weny.

Psychicznej wiwisekcji poddani zostali tutaj twórcy z różnych dziedzin czy epok. Niezależnie od tego autor stara się pomóc czytelnikowi odkryć, jakiegoż to rodzaju udręka stoi za konkretnym dokonaniem. Jaki wstrząs zbudził nadzwyczajny talent, którego objawem stało się wiekopomne dzieło. Czy też wprost, jaka choroba za nim stoi.

Sugeruje na przykład, że niespokojnym duchem Joeya Ramone’a sterowała nerwica natręctw. Rozszyfrowuje źródła nostalgii, która przepełniała całą, długą karierę Johny'ego Casha. Wnika też w przykłady dawniejsze, choć te trudniej dziś rozpatrzeć rzetelnie, jak choćby domniemany zespół Aspergera u Mozarta. Bez zwłok trudno twierdzić dziś coś na pewno. 

Od samego początku Zara nie ukazuje sztampowych, linearnych portretów biograficznych. Dzieli swe wywody zgodnie z etapami życia. I tak dopasowuje do konkretnych rozdziałów wyłowione postaci, od dzieciństwa poczynając (wszystkim znany przykład Michaela Jacksona), poprzez burzliwe związki (jak choćby małżeństwo Turnerów), wymykające się spod kontroli kariery (Madonna), po tragiczne śmierci (Kurt Cobain, John Lennon).

Ukazywane tu zdarzenia bywają komiczne, ale i tragiczne. Poprzez uwypuklenie sfery psychiki, niektóre z tytułowych udręk odkrywa się na nowo, gdy nie giną w masie innych faktów, jakich nie brak w barwnych zwykle życiorysach.

Niektórym ton tej książki, jak na powagę poruszanych kwestii, może wydać się zbyt lekki. Jednak, do tego, aby głównie przybliżyć i oswoić zawiłe przecież zagadnienie, styl anegdotyczny jest jak najbardziej na miejscu. Inaczej otrzymalibyśmy albo rozprawę naukową, albo nieznośnie napuszony pean. Tych z kolei, którzy będą mieć problem z powierzchownością, zawsze można odesłać do bibliografii.

Aha, jeszcze jedno. Fani Taylor Swift lekturą „Udręczonych…ˮ nie będą pocieszeni. Dlaczego? Okaże się już we wstępie. Ale może mimo to warto z problemem twórczej udręki u innych się zmierzyć?