NaleĹźÄ do tego pokolenia, ktĂłre w poĹowie lat dziewiÄÄdziesiÄ tych dotknÄĹa pierwsza fala polskiego rapu, z Liroyem w roli gĹĂłwnej. Jego muzyka byĹa wĂłwczas pewnym owocem zakazanym.âAlboomemâ 'rozkoszowaĹem siÄ' w konspiracji przed rodzicami. Ach ta ciÄ gĹa obawa, Ĺźe ci po zapoznaniu siÄ z tekstami, najzwyczajniej w Ĺwiecie mogliby mi skonfiskowaÄ kasetÄ.âScyzorykâ czy âScoobiedoo Yaâ byĹy hitami szkolnych dyskotek, oczywiĹcie puszczanymi wtedy kiedy koĹo sali gimnastycznej nie krÄciĹ siÄ Ĺźaden nauczyciel, ktĂłry akurat tego dnia miaĹ za zadanie pilnowaÄ bawiÄ cÄ siÄ mĹodzieĹź. KaĹźdy chciaĹ jechaÄ do Kielc na ulicÄ Pocieszka â polskiej rapowej Mekki. Do tych - na zawsze utraconych niestety lat - powrĂłciĹem dziÄki autobiografii Liroya, zatytuĹowanejâAutobiogRAPia vol. 1â.
Liroy na 230 stronach opowiada o swoim Ĺźyciu od narodzin, aĹź do wydania pĹyty, dziÄki ktĂłrej usĹyszaĹa o nim caĹa Polska, czyli do 1995 roku. Pomimo tego, Ĺźe za sprawÄ ojca czy teĹź niektĂłrych pedagogĂłw jego dzieciĹstwo i wczesna mĹodoĹÄ nie naleĹźaĹy do najĹatwiejszych, z ksiÄ Ĺźki wyĹania siÄ obraz doĹÄ jednak pogodnego czĹowieka. ZĹe doĹwiadczenia â tu frazes - zahartowaĹy go, nauczyĹy 'kombinowania'. W âAutobiogRAPiiâ znajdziemy opisy ucieczek z domu, wyjazdĂłw na 'saksy', 'wojen osiedlowych' i rzecz jasna muzycznych inspiracji. OdsĹania rĂłwnieĹź kulisy naszego rodzimego show â businessu. MyĹlÄ, Ĺźe wiele osĂłb bÄdÄ cych jego czÄĹciÄ (na przykĹad niejaki Roman â niewymieniony tutaj co prawda z nazwiska, ale kaĹźdy domyĹli siÄ o kogo chodzi) zaczerwieni siÄ czytajÄ c autobiografiÄ Liroya.
Bardzo dobrze siÄ staĹo, Ĺźe artysta zdecydowaĹ siÄ pisaÄ samemu. Jak na rapera przystaĹo uĹźywa jÄzyka ulicy â nie brakuje tu przekleĹstw i kwiecistych porĂłwnaĹ. Na pewno Liroy opowiada barwnie, czasem na wesoĹo, a czasem powaĹźnie. Jestem pewien, Ĺźe gdyby ktoĹ pomagaĹby mu spisaÄ jego losy, efekt koĹcowy nie byĹby aĹź tak piorunujÄ cy. Zarzut moĹźna mieÄ jedynie do tego, Ĺźe ksiÄ Ĺźka jest nieco chaotyczna (ukradli mu w koĹcu ten bagaĹź w Rotterdamie czy nie?!) oraz miejscami zakĹĂłcona jest chronologia. To wymaga od nas dodatkowego skupienia siÄ, co nie kaĹźdemu siÄ moĹźe spodobaÄ. WyĹźej wspomniane niedociÄ gniÄcia wynikajÄ z tego, Ĺźe Liroy miaĹ jedynie 24 dni na przelanie na papier swoich wspomnieĹ.Â
Pomimo poruszenia trudnych tematĂłw, Liroy nie szuka taniej sensacji. A tego wĹaĹnie spodziewaĹem siÄ po akcji promocyjnej w telewizjach Ĺniadaniowych. WydawaĹo mi siÄ wtedy, Ĺźe publikacja bÄdzie bazowaÄ wyĹÄ cznie na peĹnym przemocy dzieciĹstwie bohatera i historii ojca alkoholika. Niestety, ale nasze media strasznie uproĹciĹy problematykÄ wydawnictwa, pytajÄ c rapera gĹĂłwnie wĹaĹnie o te wÄ tki jego Ĺźyciorysu. CaĹe szczÄĹcie, Ĺźe on sam nie poszedĹ tÄ drogÄ i uniknÄ Ĺ 'pudelkowania'. Klasa sama w sobie.Â
âAutobiogRAPiaâ ma jeszcze jeden plus. Nigdy wczeĹniej nie spotkaĹem siÄ z tym, aby w ksiÄ Ĺźce na marginesach umieszczono kody QR. Skanujemy je smartfonem czy tabletem i przenosimy siÄ na YouTube w Ĺwiat ulubionych kawaĹkĂłw Liroya. Genialny pomysĹ, ktĂłry rekompensuje nam to, Ĺźe sÄ tutaj tylko dwa (poza okĹadkowymi) zdjÄcia muzyka.Â
TytuĹ âAutobiogRAPia vol. 1â wskazuje nam, Ĺźe moĹźemy spodziewaÄ siÄ drugiej czÄĹci. Mam nadziejÄ, Ĺźe Liroy nie kaĹźe nam dĹugo na niÄ czekaÄ. Oby jak najszybciej wygospodarowaĹ te 24 dni potrzebne mu na opowiedzenie nam o kolejnych 18 latach swojego Ĺźycia!