Axis Mundi- Być jak płynąca rzeka

Autor: Krystian Kajewski

Być jak płynąca rzeka

Kiedy miałem piętnaście lat słuchałem zespołów hardrockowych takich jak Led Zeppelin czy Deep Purple.

Minęły ponad dwie dekady, a ja znów słucham Deep Purple i Led Zeppelin tak jak kiedy byłem nastolatkiem.

Krakowski zespół Axis Mundi prowadzony przez charyzmatycznego lidera Szafrana jest dokładnie tym samym uczuciem, tą samą energią, które pojawiało się we mnie, gdy jako nastolatek słuchałem z zamkniętymi oczami płyt wspomnianych wyżej zespołów.

Odkryłem swoje powołanie. Moim powołaniem jest tworzenie muzyki. Szafran mógłby się pod tymi słowami zamaszyście podpisać.

Najnowszy album formacji przynosi ładunek muzyki, która pod pozorem dźwięków lekkich i przyjemnych niesie w sobie całą paletę rozmaitych emocji.

W warstwie tekstowej to kilka pozornie prostych historii, o zranionej miłości, o niezrozumieniu, o rock'n'rollowym  trybie życia, o pociąganiu whisky, czyli o tym wszystkim, o czym opiewali rockmani od Bona Scotta po Jacka White'a.

Pisanie muzyki jest podobnie jak pisanie książek, czynnością przełamywania wstydu, oddawania prawdy chwili. Pod beztroską rock'n'rolla kryją się smutna prawda o przemijaniu i ciągi (czasami alkoholowe) nieuświadamianych metafizycznych tęsknot.

Tu, gdzie jest ruch, będzie smak, będzie styl. Rozszarpywanie niepewności, przeciąganie struny. Wokalista Axis Mundi snuje opowieści na przeciągniętej strunie. Dosłownie, bo często na koncertach zdarza mu się tę strunę w gitarze po porostu zerwać.

Chwilami  nagrana płyta Axis Mundi przypomina mi świeżością fantastyczny debiut Wilków sprzed lat. Lider Axis Mundi ma podobną do Gawlińskiego charyzmę i podobnie jak on udanie łączy wodę z ogniem, czyli udaje mu się przemycić jakąś głębię w formie zgrabnie zagranych i chwytliwych, żeby nie powiedzieć  przebojowych kompozycji. Tak jest chociażby w Błękitach Nieba, gdzie zacytowany jest fragment z Dylana, mówiący o pukaniu do nieba bram.

Nie widziałem od dawna podobnego do Axis Mundi konceptu czy projektu muzycznego. Mam na myśli sytuację, w której muzyka, mimo dość oczywistych odniesień do klasyków rocka, jest jednocześnie porywającym zaczynaniem wszystkiego od nowa.

Słowem - kluczem jest tutaj miłość. Ale miłość, co za słowo... Można powiedzieć, że Axis Mundi to takie muzyczne love story, śpiewany z rock'n'rollowym sznytem nieustający hymn o miłości. O miłości na każdy sposób. O zakochiwaniu się w życiu, o muzyce, która jest miłością i o miłości, która jest muzyką.

Aby opowiedzieć o miłości, wystarczy dobrze napisany tekst i przekonująca kompozycja. A nie jest to łatwe w dzisiejszych czasach, ale Axis Mundi udaje się utrafić w sam środek tarczy. Za pomocą prostych słów i prostych historii opowiedzianych pozbawionej jakiejkolwiek pretensjonalności muzyką, Axis Mundi udało się nagrać świetny album, świeżością wywołujący tylko pozytywne emocje.