Bezawaryjna Maria

  • 24 March, 2009
  • Małgorzata Warwas

W tym roku odbyła się już trzecia edycja festiwalu Francophonic, propagującego francuską kulturę i frankofońską muzykę współczesną. W kilku miastach przez dziewięć dni odbywały się projekcje filmowe oraz koncerty takie jak ten, który miał miejsce 20 marca w warszawskim klubie Palladium, gdzie można było zobaczyć występy trzech wykonawców: Loco Star, Marevy Galanter i Marii Peszek.

Jako pierwszy wystąpił gdański zespół Loco Star. Przyznaję, nie znałam go wcześniej nawet z nazwy. Chociaż początkowo byłam sceptycznie nastawiona do tej grupy (głównie przez dziwną sukienkę wokalistki), to z piosenki na piosenkę przekonywałam się o wysokim poziomie zespołu. Ponieważ Francophonic poświęcony jest muzyce francuskiej, Loco Star nie omieszkał wykonać (z duszą na ramieniu) utworu właśnie w tym języku. Dość zaskakującym wyborem okazała się piosenka pochodząca z czołówki edukacyjnego serialu animowanego dla dzieci „Było sobie życie” („Il était une fois... la vie”). Swoją drogą, czemu nie z „Był sobie człowiek”? Ponadto zespół wykonał takie piosenki jak „Herbs”, „Steppin’”, „In Music We Trust”(odsyłam do profilu myspace), które pełne są elektronicznych brzmień i nie stronią od jazzu.

Po krótkiej przerwie na scenę wkroczyła Mareva Galanter. Szczuplutka, uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna zaprezentowała materiał ze swojej drugiej płyty, „Happy fiu”. Mareva początkowo zwracała się do publiczności w języku francuskim, ale szybko zastąpiła go angielszczyzną z charakterystycznym akcentem. Artystka przez cały czas nawiązywała kontakt z publicznością, po każdym wykonanym utworze dziękowała w języku polskim. Jak się później okazało, jej dziadek był Polakiem, co publiczność przyjęła bardzo entuzjastycznie. Słychać było także męskie głosy „No to nic dziwnego, że taka ładna”. Trzeba przyznać, los nie dość, że nie poskąpił jej urody (miss Francji '99, miss Thaiti '98) to jeszcze obdarzył talentem wokalnym.

Muszę przyznać, że mimo całego uroku osobistego artystki i przyjemnych dla ucha dźwięków, muzyka ta nie do końca do mnie dotarła. I myślę, że część publiczności miała podobne odczucie. Przyczyną była bariera językowa. Nie znam francuskiego i pewnie mi życia nie starczy by go poznać, a najzwyczajniej w świecie lubię wiedzieć, o czym jest dana piosenka.

Jako ostatnia na scenę wkroczyła Maria Peszek. Rozpoczęła swój występ od klasyki francuskiej - „Aux Champs Elysées”. Trzy słowa, które nie wiadomo jak się pisze, jeśli nie sprawdzi się w Googlach, śpiewała cała publiczność. Po zakończonej interpretacji Maria uwolniła kilkaset piłeczek ping-pongowych z noszonego dumnie na głowie trójkolorowego (francuskie "tricolore") turbanu. Rozsypane po scenie piłeczki od czasu do czasu ginęły śmiercią tragiczną pod stopami członków zespołu, wydając głośne, plastikowe „pyk”. 

Podczas koncertu artystka przebierała się wielokrotnie. Występowała bez spodni (które zdjęła ostentacyjnie przed publicznością), przywdziewała indiański pióropusz pomalowawszy uprzednio swoje ciało szminką i miała na sobie czerwono-krwistą sukienkę. A to wszystko mając na stopach szpilki! Wokalistka zaprezentowała większość materiału z krążka „Maria Awaria”. Nie zabrakło również utworów z poprzedniego albumu: „Czarny worek” i „Moje Miasto”. Utwory wykonane były w innych niż albumowe aranżacjach – bardziej nastrojowych („Maria Awaria”) jak i mocniejszych, szybszych („Czarny worek”). Podczas występu Maria P. wyraziła swoje zdziwienie, że artyści narzekają na warszawską publiczność. Drugim szokiem była dla niej ilość sprzedanych płyt albumu, ”którego nie gra żadne radio, no prawie żadne”. Po dwóch bisach koncert zakończył się kolejnym dziecięcym akcentem –przepuszczoną przez megafon piosenką z Misia Uszatka.

Występ Marii Peszek to nie tylko muzyka i śpiew, to przede wszystkim performance, na który wciąż niewielu artystów potrafi się zdobyć. Jej zachowanie może zarówno szokować (rozbieranie się na scenie i ukazywanie obszernych „majtasów”) jak i zaskakiwać (rozsypanie piłeczek ping-pongowych). Sama twórczość potrafi wzruszać („Super glue”,”Marznę bez Ciebie”), bulwersować („Miś”,”Rosół”), czy rozśmieszać („Muchomory”,”Reks”). Jedno jest pewne, jest to jedna z nielicznych wokalistek, wobec której nie można być obojętnym.


Bezawaryjna Maria" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia