Cigarettes After Sex w warszawskiej Progresji

  • 09 December, 2017
  • Michał Balcer

Jakoś rok temu słuchałem sobie muzyki na deezer.com. Serwis sam podpowiadał, co może mi się spodobać. A moją uwagę wówczas najbardziej przykuła twórczość amerykańskiego zespołu Cigarettes After Sex, która chwyciła moje serce niemalże od razu – tak jak dawniej choćby Cocteau Twins. 

7 grudnia Cigarettes After Sex wystąpili w warszawskiej Progresji. Był to dla nich powrót nad Wisłę – w ubiegłym roku dali w naszym kraju trzy koncerty – poza stołeczną Proximą można ich było zobaczyć jeszcze we wrocławskim Firleju i krakowskim Kwadracie. 

Koncert rozpoczął się z lekkim opóźnieniem – Amerykanie poczekali, aż wszyscy fani zameldują się w klubie. Kapela zaprezentowała 14 piosenek, większość z nich pochodziła z ich jedynego, jak dotąd, albumu. I tak usłyszeliśmy takie kawałki jak: „John Wayne”, „Each Time You Fall In Love”, „Apocalypse”, cover REO Speedwagon „Keep On Loving You”, a na bis: „Please Don’t Cry” i „Dreaming Of You”.  

Greg Gonzales i spółka mieli tego dnia małe problemy techniczne – z głośników wydobywały się niepokojące zgrzyty, co było następstwem problemów z przetwornikami, przez co show zostało na około 10 minut przerwane. Dla nikogo jednak nie było to problemem, wszak w Progresji trwała już świetna zabawa i miało się poczucie wielkiego muzycznego wydarzenia. 

Zespołowi udało się stworzyć niezwykle intymny, melancholijny nastrój i to już od pierwszej piosenki, w czym duża zasługa sekcji rytmicznej Cigarettes After Sex oraz androgenicznego wokalu Grega Gonzaleza. Fani zostali wprowadzeni w swego rodzaju trans - większość osób słuchała numerów z zamkniętymi oczami, niektórzy nieśmiało tańczyli. Zaskoczyła mnie średnia wieku publiczności. Spodziewałem się ludzi około 50 - 60 roku życia (tych pamiętających wspomniane wyżej Cocteau Twins), a dominowali jednak studenci. I wielu z nich znało te romantyczne, przejmujące, szczere teksty na pamięć. Od dawna nikt tak pięknie nie śpiewał o miłości. 

Piosenki zespołu są dość oszczędne w środkach, a skromy występ wzbogacił jedynie telebim, na którym przewijały się to smutne kobiety z zapłakanymi, ‘hypnotajzin’ oczami, to jakaś kamienica czy też chmury. Wszystko to oczywiście w czerni i bieli. 

Osobiście wydaje mi się, że muzyki Cigarettes After Sex lepiej słuchać na żywo, aniżeli w domowych pieleszach. Te piosenki na płycie zlewają się w całość. Podczas koncertu nie ma się tego poczucia monotonności, przewidywalności i jednak trochę nudy – najpiękniejszej muzycznej nudy, jaką można sobie wyobrazić!


Cigarettes After Sex w warszawskiej Progresji" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia