Keith Richards

Crosseyed Heart

Universal Music Polska 2015-09-18
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Pierwsze takty tytułowego „Crosseyed Heart” przynoszą smętny blues zagrany na akustycznej gitarze. Gdzieś na amerykańskim midweście w małym miasteczku siedzi sobie przy drodze z gitarą gość, który nic nie musi. To Keith Richards brzmiący niczym jakiś Lead Belly... I takie porównanie byłoby pewnie dla niego komplementem. Ale zaraz! To przecież Brytol! I to z wielgachnej kapeli! Tyle, że tym razem solo i to robi różnicę. Ogromną.

Takie otwarcie nowego albumu opoki Rolling Stonesów to oko puszczone do słuchaczy. Keith nie zamierza przysmaczać i już od drugiego „Heartstoppera” robi się na płycie bardziej energetycznie. Nie zamierza się także donikąd spieszyć, dlatego próżno tu szukać typowego dla Stonesów drapieżnego pazura. No, może jedynie w tchnącym potężną mocą „Blues In the Morning”.

Gdzieniegdzie słychać nawet typową stonesowską gitarę (promujące wcześniej krążek „Trouble”), ale generalnie Richards, tworząc krążek do spółki z kumplami spod szyldu X-Pensive Winos, nie wychyla się za bardzo. A zapewne wyzwaniem było dla niego skupienie na śpiewie i pozostawienie gitarowego prymu w „obcych” rękach. Choć niezupełnie obcych, ponieważ z Waddym Wachtelem współpracuje już prawie od trzech dekad.

Keith lubi muzykę żywą, co słychać we wszystkich zgromadzonych tu dźwiękach. Obojętnie, czy podkręca tempo, czy spaceruje po gatunkach. Bez kompleksów mierzy się z folkowym standardem (zaśpiewana bardzo w dylanowskim stylu „Goodnight, Irene”) i sięga w stronę jazzu („Illusion” w duecie z Norah Jones). Odrobina reggae w „Love Overdue” (też cover z repertuaru Gregory'ego Isaacsa)? Proszę bardzo. Trochę ducha country w środku płyty? Nie ma sprawy! („Robbed Blind”). Rock'n'roll do podrygiwania? Też się znajdzie („Something For Nothing”).

Ale wielkim błędem byłoby traktowanie „Crosseyed Heart” jedynie w kategorii muzycznego kaprysu. Mnóstwo na nim wątków osobistych, znajdujących odzwierciedlenie w tekstach („Robbed Blind”, „Love Overdue”, „Substantial Damage”). Z tymi piosenkami nieprzypadkowo zostały skojarzone pewne konkretne miejsca. W innych Keith odwołuje się do swych licznych przygód miłosnych czy też do legendarnego już upadku z drzewa, zakończonego tymczasową utratą pamięci („Amnesia”), a nawet do epizodu aresztowania („Nothing On Me”).

Choć porównania bywają ryzykownie, brzmienia na „Crosseyed Heart”, przede wszystkim w warstwie wokalu, przywodzą na myśl oprócz Dylana produkcje Dire Straits albo Leonarda Cohen. Słychać to szczególnie w kawałkach takich jak „Nothing On Me” czy „Amnesia”. Śpiew nie jest na co dzień dla Keitha zajęciem podstawowym, ale jako stary wyjadacz, umie się obronić także w tej roli.

Dziwi natomiast fakt, że w dobie masowej produkcji muzycznej z byle „odprysków” rozmaitych dźwięków, na trzecią solową płytę Richardsa trzeba było czekać ponad dwie dekady. Niemniej,  było warto. Tak, Keith ma już swoje lata i słychać, że gustuje w brzmieniach spokojniejszych. Wciąż jednak jest w nich bardzo wiele autentycznego ducha i naturalności i dlatego, słucha się „Crosseyed Heart” z niekłamana przyjemnością.