Dawid Podsiadło w łódzkiej Wytwórni

  • 03 March, 2014
  • Michał Balcer

Po trzech tygodniach na szczycie listy przebojów radiowej Trójki w ostatni piątek„Nieznajomy” Dawida Podsiadły spadł na drugą pozycję, ustępując miejsca Stingowi i jego „Practical Arrangement”. Dzień po 'detronizacji' nastolatek z Dąbrowy Górniczej przyjechał do łódzkiej Wytwórni. Ostatni raz takie tłumy widziałem tutaj podczas marcowego koncertu Kamp! Dla zwycięzcy ubiegłorocznego „X Factora” był to drugi występ w mieście włókniarzy w przeciągu trzech miesięcy. Jako support zaprezentował się duet Lilly Hates Roses, jeden z lokalnych muzycznych 'towarów eksportowych'. 

Dawid i jego koledzy z zespołu zaczęli grać kilka minut przed 21. Ich pojawienie się na scenie oznaczało wybuch euforii pośród fanów, a ja sam poczułem czym jest 'podsiadłomania'. Co ciekawe to zjawisko (jak to zazwyczaj bywa w przypadku wszelkiego rodzaju manii) nie dotyczy jedynie nastolatków. W Wytwórni stawiło się kilka pokoleń sympatyków muzyki na żywo, którzy od samego początku świetnie bawili się przy piosenkach z debiutanckiego krążka dwudziestoletniego piosenkarza „Comfort And Happiness”. Największe szaleństwo wywołały, co zrozumiałe kawałki: „Trójkąty i Kwadraty” oraz„No”. Podczas tego pierwszego doskonale przygotowana widownia wymachiwała papierowymi, tytułowymi figurami geometrycznymi. Podsiadło zdawał się być zaskoczony ciepłym przyjęciem zgromadzonych w Wytwórni. I właśnie co do publiczności mam jedyne zastrzeżenie dotyczące tego wieczoru. Jej żywiołowe reakcje zabiły intymny klimat ballad. Niestety nie da się rozkoszować nimi, gdy wokół siebie ma się rozentuzjazmowany tłum. Ale czy można mieć pretensje o to, że tak działa na niego największa nadzieja polskiej estrady?

Podsiadło przyjechał do Łodzi z chorym gardłem, o czym informował dzień wcześniej na swoim facebookowym profilu. Nie przeszkodziło mu to jednak bisować dwukrotnie. Ponownie usłyszeliśmy „No” i anglojęzyczną wersję „Trójkątów”. Gdyby wokalista zechciał zaśpiewać jeszcze raz całą płytę, to większość ludzi zapewne by została. Bo Podsiadło to już jest osobowość. Może brak mu jeszcze scenicznej charyzmy (ach ta młodzieńcza skromność i nieśmiałość), ale nie można mu odmówić szczerości i uroku osobistego. Przez ten okres półtora roku, od jakiego funkcjonuje w przemyśle muzycznym i naszych umysłach wykonał bardzo duży progres. I nie mówię tutaj o śpiewaniu, bo to umiał zawsze. Chodzi mi o sam sposób zachowywania się na scenie. W „X Factorze” tylko był na scenie, nieśmiało ruszając się. Teraz jest wulkanem energii: biega, skacze i tańczy jak w amoku. Widać, że autentycznie przeżywa swoje utwory, to nie jest żadna gra czy udawanie charakterystyczne dla uczestników wszelkiej maści talent - show. Stylem przypomina Chrisa Martina z Coldplay. Jeżeli do tego dołożymy dobry kontakt z publicznością, świetny zespół, całą otoczkę w postaci oświetlenia i prostej, pomysłowej scenografii, otrzymujemy materiał na wielkiego artystę. Dlatego warto wybrać się, aby zobaczyć Podsiadłę na własne oczy. Panie i panowie – na naszych oczach tworzy się historia! 



Dawid Podsiadło w łódzkiej Wytwórni" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia