Megadeth

Dystopia

Universal Music Polska 2016-01-22
Autor: Mariusz Niciński
Ocena:

Patrząc na ostatnie roszady w składzie Megadeth, od razu nasuwa się porównanie z innym przedstawicielem ”Wielkiej Czwórki” – ze Slayerem, który na swej ostatniej płycie także „wymienił” połowę składu. Żeby było śmieszniej, to w obu zespołach zmienili się muzycy grający na tych samych „pozycjach” – czyli gitarzysta i perkusista. „Zabójcy” wydali swój krążek parę miesięcy temu i – z perspektywy czasu – można stwierdzić, że „Repentless” jest bardzo dobrą płytą, która może i nie wejdzie do kanonu slayerowej twórczości, ale też nie przynosi im wstydu. Można zakładać, że Dave Mustaine, nagrywając nowy album Megadeth, miał nadzieję, że – podobnie jak materiał Slayera - spotka się on z równie ciepłym przyjęciem i pochlebnymi recenzjami.

Wróćmy jeszcze na chwilę do kadrowych konkretów… Na miejsca Chrisa Brodericka i Shawna Drovera, którzy – wg oficjalnych informacji – odeszli z Megadeth na własne życzenie, zostali przyjęci gitarzysta Kiko Loureiro – znany wcześniej z zespołu Angra i perkusista Lamb Of God - Chris Adler. Czy zmiany te wyszły zespołowi na lepsze? O tym poniżej…

Chyba żaden zdrowo myślący fan zespołu nie zakładał, że „Dystopia” będzie nowym otwarciem i „odkryje Amerykę”. Przez ostatnie dwie dekady Megadeth nagrał osiem studyjnych albumów, które mniej lub bardziej nawiązywały do czasów świetności zespołu, czyli do lat 1990-1994, kiedy to ukazały się trzy najlepsze wydawnictwa ekipy dowodzonej przez Mustaine’a : „Rust In Peace”, „Countdown To Extinction” i „Youthanasia”. Można było odnieść wrażenie, że od połowy lat 90-tych, Megadeth miotał się i na siłę szukał drogi, która pozwoliłaby wrócić zespołowi do metalowej elity. I jeżeli sam zespół był wciąż poważany i szanowany przez publiczność, to ostatnie albumy zebrały raczej średnie recenzje. 

Regułą jest, że muzycy zespołów wydających nową płytę, udzielają wywiadów gloryfikujących najnowszy materiał – że jest on „przełomowy”, „niepowtarzalny” i „tworzący nową jakość”… Nie czytałem jeszcze wywiadów z Mustainem, ale zakładam, że i on będzie wychwalał „Dystopię” pod niebiosa. Czy słusznie?

Szczerze przyznam, że „nie ma biedy” i najnowszy album Megadeth można zdecydowanie zaliczyć do tych bardziej udanych produkcji, niż do wpadek. Muzycznie jest tu ciężko i agresywnie – jak np. w utworach „The Threat Is Real” oraz „Fatal Illusion” – ale też i melodyjnie i nastrojowo – jak np. w tytułowej „Dystopii” czy w „The Emperor”. Wyróżniają się też dwa inne utwory – instrumentalny „Conquer Or Die” i podniosły "Poisonous Shadows", w którym pojawiają się orkiestra, pianino i żeńskie chóry. Kompozycje na „Dystopii” pełne są melodyjnych riffów, zmian tempa i wirtuozerskich zagrywek. Do pozytywów można zaliczyć też wokal Mustaine’a – oczywiście jest to wciąż te jego wydawane przez zaciśnięte zęby „mruczenie”, ale jest ono jakby mocniejsze i bardziej agresywne, niż miało to miejsce na ostatnich albumach. 

Słowo podsumowania… Dzięki „Dystopii” marzenia „Rudego” powinny przybrać bardziej realną formę. Zakładam, że album zbierze raczej pozytywne recenzje, a rzesze fanów będą entuzjastycznie przyjmować nowe utwory na koncertach. Pomimo tego, że album ten nie jest żadnym epokowym wydarzeniem w światku trash metalu, to spokojnie mogę polecić go wszystkim słuchaczom takiej muzyki.

P.S. Teraz kolej na ruch Metallicy, która podobno w tym roku ma wydać nową płytę. Ale i tak bardziej czekam na nowe wydawnictwo Testamentu, które pewnie zdeklasuje materiały obu zespołów na „M”…