Eagles Of Death Metal - Zipper Down

Universal Music 02.10.2015
Autor: Grzegorz Furlaga
Ocena:

Josh Homme nie potrafi się nudzić. Pierwsze oznaki muzycznej schizofrenii poznaliśmy już na płytach z cyklu „Desert Sessions”. Na liście wykonawców znalazł się wówczas tajemniczy zespół o nazwie Eagles Of Death Metal. Twór będący luźną zajawką a także spełnieniem marzeń o byciu perkusistą - wydał kolejną – czwartą już płytę. Jessie Hudges i Josh Homme to jedyni stali muzycy, którzy są obecni w tym projekcie. Debiut „Peace, Love and Death Metal” był przesiąknięty luzem, oparami marihuany i spalony promieniami słońca, padających na studio Rancho de la Luna. Na debiutanckiej płycie duet Homme/Hugdes przedstawił materiał inspirowany psychodelią znaną z lat 50 – tych i duchem wiecznie żywego Elvisa Presley`a. Udało im się to co  show business`ie najtrudniejsze – zachować szczerość i świeżość. Całość sprawiała wrażenie zarejestrowanej – podczas  przerw - dobrze zakrapianej imprezki. Bez kaca i innych niepożądanych czynników. Płyta tak energetyczna, że sprzyjała przekraczaniu limitów prędkości w czasie prowadzeniu pojazdów mechanicznych niżej podpisanego.
Kolejne krążki były z jednej strony odpowiedzią na potrzeby rynku, jaka pojawiła się po bardzo dobrze przyjętym debiucie, z drugiej strony – próbą przywołania tej niesamowitej atmosfery, jaką udało się uwiecznić w studiu. O ile energię „Death by Sexy” traktuję na równi z pierwszą płytą (pomimo nierównego materiału), tak do „Heart On” wracać mi się już nie chce.
Czas płynie nieubłaganie, latka lecą – dla zespołu rokowego 7 lat to szmat czasu. Josh Homme jako kompozytor nie próżnował – wydawał kolejne płyty Queens of the Stone Age, czy to z Them Croocked Vultures. Czy taka obfitość obniżyła potencjał płodzonego materiału?
Ile zostało z enegrii Eagles Of Death Metal w 2015 roku?
Siła zespołu to przede wszstkim wokalizy Jesse`go Huges`a (wspomniany Elvis z przeponą spaloną haszyszem), luz, erotyzm i brzmienie zalatujące skorodowanym garażem. Rzut okiem na okładkę i już wiemy co to za zespół.
„Zipper down” przywołuje każdy z tych elementów, w lekko wygładzonym wydaniu. Tracklista przedstawia się następująco:
1. Complexity
2. Silverlake (K.S.O.F.M.)
3. Got a Woman
4. I Love You All the Time
5. Oh Girl
6. Got the Power
7. Skin-Tight Boogie
8. Got a Woman
9. The Deuce
10. Save a Prayer (cover Duran Duran)
11. The Reverend
Płytę otwiera „Complexity”- będący jednocześnie singlem promującym płytę. Utwór pojawił się w sieci dość wcześnie, lecz po 7 latach od ostatniego studyjnego albumu.  Jak leci u „orzełków”??
Jest boogie woogie, głowa się sama kiwa, numer – czysta nitrogliceryna. Jesse wije się przed mikrofonem – sapie, szepta. Tu i ówdzie to miłe bzyczenie gitar, ale coś nie gra… Jak pisałem na początku – dużej zmianie uległo brzmienie. Wygładzone, wokal lekko schowany, z klawiszami tu i tam. Stary projekt w nowym wydaniu. Ok – to dopiero pierwszy numer. „Silverlake” – podobnie – wypolerowana torpeda. Na tej pycie powinn się znajdować specjalna naklejka ostrzegająca przed wyskokowym charakterem tych piosenek. W „Ilove you all the time” za mikrofonem staje Josh i robi się bardzo Queens`owo. Nie – nie pomyliliśmy płyt. Mały autoplagiacik – każdemu się może zdażyć, zliczywszy taką płodność w tak krótkim czasie. I w tym momencie jakby czar prysł.  Jest nadal bardzo energetycznie  i imprezowo, ale ma się wrażenie, że gdzieć te numery i patenty już słyszeliśmy. „The Duce” – powinni otwierać tym numerem koncerty, „Skin tight Boogie” powinno się znaleźc troszkę wyżej, aby podobnie naładować akumulatory na dalszą część płyty. Gwoździem do trumny jest cover Duran Duran. Bardzo – bardzo udana wersja uwtoru brytyjczyków, ale nie na tą płytę…
Nowy krążęk był dla mnie wielkim zaskoczeniem. Bardzo się ucieszyłem, głównie ze względów na sentyment, jakim darzę tą kapalę. Jak wspomniałem na początku – „Peace, Love & Death Metal” - nie powstanie taa druga płyta, nawet gdyby nasi bohaterowi dostali drugie życie i nowe żołądki. Nie traktuję tego zespołu na serio (że supergrupa…żekoncertowy skład to inne „królewskie” postacie), więc nie intersują mnie wszelakie zjawiska marketingowe (wygładzenie brzmienia), mogące mieć istotny wpływ na sprzedaż. Utwory z „zipper down” również się bronią, plyta jest bardzo świeża, ale słuchając jej – miałem wrażenie, że zapatruje się na QOTSA i bardzo chciałaby być jej bardziej luzacką wersją. Jednym zdaniem – operacja się udała, ale pacjent zmarł. Daję mocne 4, za polot i dystans do samych siebie. Na podwójnym gazie ta płyta i tak jest jeszcze lepsza.
13 Października w klubie Bataclan, gdzie zespół dał swój wyprzedany koncert, miał miejsce zamach terrorystyczy. Spowodowało to odwołanie reszty trasy koncertowej –w  tym koncert w Katowicach. Mam nadzieję, że zespół pozbiera się do kupy i zdecyduje się dokończyć odwołane sztuki. Niech robi to co umie najbardziej: Rock `n` rollin`!!!