FFS

FFS

NoPaper Records 2015-06-09
Autor: Michał Balcer
Ocena:

Współpraca Sparks z Franzem Ferdinandem trwa od połowy poprzedniej dekady. Po kilku latach grania obie kapele weszły razem do studia i w 15 dni zarejestrowały materiał zatytułowany „FFS”. Podobnie nazwali swój projekt, co jest oczywiście skrótem od Franz Ferdinand and Sparks. I tak oto powstała kolejna w dziejach muzyki supergrupa. 

O ile Szkotów nie trzeba za bardzo nikomu przedstawiać, o tyle Sparks, co dla poniektórych młodszych czytelników, mogą być już zagadką. W skrócie – grupa oparta o braci Rona i Russella Mael, która zaczynała od glam i art rocka, aby później zacząć grać w stylu new wave i synthpop. Rodzeństwo określa się mianem ekscentrycznego, a ich występy jako teatralne. Po takim wprowadzeniu można śmiało stwierdzić, że to idealni partnerzy do muzycznych eksperymentów Franza Ferdinanda. 

 „FFS” to 12 pozytywnie zakręconych, energetycznych elektro – popowych kawałków. To co mnie cieszy najbardziej to fakt, że album nie został zdominowany przez żadną z części składowych, a Franz Ferdinand znaleźli nareszcie sposób, aby nieco odciąć się od tego, co do tej pory robili. Gdyby nie głos Capranosa ciężko byłoby się, według mnie, połapać kto stoi za tym projektem. 

Wszystko podano w kabaretowo - kiczowatym stylu, na co wpływ mają właśnie muzycy Sparks. I te syntezatorowe dźwięki (jakby z Commodore 64) – „So Desu No” to mój numer jeden na tym albumie! Dodam, że piosenki nic a nic nie straciły na przebojowości - na „FSS” są hity – „Call Girl”, „Johnny Delusional”, „Save Me From Myslef” czy też „Piss Off”, ale i piosenki nostalgiczno - melancholijne: „Little Guy From Suburbs”, „Things I Won’t Get” (te dwa wyjątkowo przywodzą na myśl MGMT?). 

Na twórczość Alexa Kapranosa i jego kolegów zawsze patrzę przez różowe okulary, chociaż muszę przyznać, że jak dla mnie stali się oni niewolnikami swojego bardzo charakterystycznego stylu. Myślę, że jeszcze jedna płyta na kształt ich debiutu z 2004 roku i trzech następnych, to najnormalniej w świecie bym się na nich obraził. I podobnie ma zapewne wielu fanów. Franz Ferdinand zaczęli balansować po cienkiej czerwonej linii. Na szczęście wpadli na pomysł zrobienia albumu ze Sparks. Wyszło rewelacyjnie!