FUZZ

Fuzz

Metal Mind Productions 2016-02-12
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

Zdany egzamin dojrzałości

Fuzz osiągnął pełnoletniość. Szybko, bo już po pięciu latach istnienia. Świadczy o tym ich debiutancki krążek nazwany po prostu „Fuzz”.

Zapowiadające płytę single „W czarno-białym” oraz „Nadchodzi czas” zwiastowały multirockowy eklektyzm. Rozbudzały tym samym oczekiwania wobec tego krążka. Tymczasem opublikowane na chwilę przed premierą longplaya „Ziarno” wzbudziło niemałe zamieszanie. Kawałek ten przyniósł dawkę grania zdecydowanie lżejszego, bardziej przebojowego. Czyżby zmiana kierunku na ostatnim zakręcie przed metą? Nic z tych rzeczy.

Ostatecznie wśród jedenastu propozycji na albumie nagrań podobnych do „Ziarnaˮ nie ma zbyt wiele. Są właściwie tylko dwie ballady: „Pierwszy krok” i „Petotonia”. Na ich tle pozostałe utwory atakują uszy tym mocniej, ze zdwojoną energią („Zatrute słowa”, „Siedem”).

Pomimo dominacji strunowców, trudno nazwać granie Fuzz wyłącznie gitarowym. Ani pojedyncze solówki, ani ostre punkowanie, jak w „Pod prąd”, nie przykrywają istotnej roli klawiszy. Elektronika bowiem, choć przez większość czasu obecna w drugim planie, stanowi ważne spoiwo dla całości brzmienia kapeli.

Fuzz udało się osiągnąć efekt szczególny. Pojedyncze kawałki różnią się od siebie znacznie, a jednocześnie posiadają wspólny mianownik – wszystkie prezentują przemyślany splot rozmaitych stylów i konwencji. Zmiany tempa, dynamiki nie są tu dziełem przypadku. Chłopaki z Trójmiasta wyraźnie wiedzą dokąd chcą podążać.

Osobno dobre słowo należy się wokalowi Piotra Łuby. Jego umiejętne operowanie głosem, modulacja i ekspresja pełnią w brzmieniu Fuzz rolę równie ważną jak potężnie rozedrgane struny i bębny czy wyraziste klawiszowe wstawki. Doszlifować musi Łuba jednak trochę rymy swych wynurzeń i prostest-songów.

Mocny debiut płytowy, wpisany znakomicie pomiędzy rockowy kanon a dźwiękową apokalipsę postrocka. Piotr Łukaszewski - gitarzysta i lider Fuzz - deklarował, że chce stworzyć z kolegami na polskiej scenie nową jakość. Na „Fuzz” słychać, że mu się udało.