John Williams

Gwiezdne Wojny. Ostatni Jedi

Universal Music Polska 2017-12-15
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

JOHN WILLIAMS WIELKI

Fani „Gwiezdnych Wojenˮ każdego kolejnego filmu wyglądają tyle z nadzieją, co z niepokojem. To samo dotyczy muzyki. Zwłaszcza po tym, co mieliśmy okazję usłyszeć w „Przebudzeniu Mocyˮ. W „Ostatnich Jediˮ nadal temat przewodni pozostaje elementem kluczowym. Spaja on całą serię niczym sama Moc. Jednak gdy przebrzmi, wcale nie robi się mniej ciekawie. 

Już na wstępie, wyrastający z tematu przewodniego motyw ucieczki, rozwija się płynie. Konstrukcją przypomina kompozycje z „Części Iˮ. Zresztą zapożyczeń, czy też cytatów, można na tym krążku zliczać tu na pęczki. Wystarczy wsłuchać się w następujące po sobie „The Supremacyˮ i „Fun with Finn and Roseˮ. Jednak z nowymi, równie plastycznymi i wpadającymi w ucho wątkami komponują się one po prostu pięknie.

Nowości zaś pojawiają się już w drugim na płycie „Ahch-To Islandˮ. Wyspa Luke'a Skywalkera, ostatni bastion Jedi, zyskała swój własny, wyrazisty muzyczny motyw, który do razu zapada w pamięć na dłużej.

Jako, że fabuła filmu jest dość mroczna, także ścieżkę dźwiękową w równym stopniu przenika duch nostalgii i niepokoju (o przyszłość Galaktyki). W naukach Luke'a („Lesson Oneˮ) niewiele zostało z harmonijnego szkolenia, jakie jemu proponował Yoda. W ogóle pobyt Rey na wyspie przesycony jest wewnętrznymi konfliktami i mrocznymi opowieściami z przeszłości. („Who Are You?ˮ, „The Caveˮ)

Najbardziej „rozrywkoweˮ „Canto Bightˮ przywołuje klimat kantyny z Mos Eisley, tyle że przeniesiony na inny poziom – luksusowego kurortu. Stąd wyraźne odniesienia do bogatych, tropikalnych plaż w stylu latino (nawet ze stosownym muzycznym cytatem z klasyka Aryego Barroso).

Najmniej charakterystycznym z przypisanych motywów, jednakże bardzo dynamicznym, jest „The Fathiersˮ. Tu z kolei pobrzmiewają harmonie przywodzące na myśl inne „zwierzęceˮ motywy w twórczości Williamsa (w szczególności „Park Jurajskiˮ).

Kulminację stanowi monumentalna kompozycja „The Battle of Craitˮ. To właściwie bogata w zwroty akcji mini-suita. Znakomicie „unaoczniaˮ, fakt ścierania się w tytułowej bitwie dwóch niewspółmiernych sił i wielu rozmaitych nastrojów. Ich klimat znów przywodzi na myśl finałowe starcie z „Mrocznego widmaˮ. Po nim pozostaje już tylko tląca się lecz pełna energii ostatnia iskierka („The Sparkˮ) – chwila oddechu z heroicznym finałem.

Siła „Ostatnich Jediˮ są w równiej mierze powracające, znane i rozbudowywane wcześniej, co jedynie sygnalizowane wątki. Takie jak zaznaczony ledwie w „Przebudzeniu Mocyˮ temat Rey. I nawet gdy stanowią one jedynie przebłysk w postaci króciutkiej frazy, wspólnie budują spójną całość. Znacznie lepiej (niż uprzednio) wyeksponowane, nienadużywane tworzą czytelne drogowskazy dla fabularnych nawiązań. 

Zdawało się, że to „Przebudznie Mocy" będzie głównym filmowym pomostem między „starąˮ a „nowąˮ odległą galaktyką. „Ostatni Jediˮ okazali się jego przedłużeniem... Jednak w wypadku soundtracków sprawa wygląda zgoła inaczej. Takim bezpośrednim mostem jest zdecydowanie bardziej właśnie muzyka do Części VIII. Bardziej soczysta, esencjonalna, pełniejsza – pod każdym względem.

Niezależnie od oceny samego filmu, soundtrack do niego ma wymiar epiki. Jako samodzielne utwory i jako całość brzmi zdecydowanie dobitniej od ścieżki do Części VII. Na każdym kroku słychać tutaj to, z czego twórczość Johna Williamsa słynie, a więc zapadające w pamięć motywy. Melodie, które nucić będziemy zapewne przez wiele lat.