Moby to jeden z tych artystĂłw, do ktĂłrego mam doĹÄ osobliwie niesprecyzowany stosunek. Za albumyâPlayâ i â18â oraz singiel âLift Me Upâ stawiaĹbym mu pomniki w kaĹźdym mieĹcie na Ĺwiecie i wysĹawiaĹ jego imiÄ pod niebiosa. Za caĹÄ resztÄ jego twĂłrczoĹci z kolei najchÄtniej odmĂłwiĹbym mu czci i wiary. Najnowszy, jedenasty juĹź krÄ Ĺźek nowojorczyka zatytuĹowany âInnocentsâpowoduje u mnie na szczÄĹcie te pierwsze odczucia.Â
âInnocentsâ otwiera przepiÄkna, instrumentalna kompozycja âEverything That Risesâ. To utwĂłr z kategorii tych, od ktĂłrych ciÄĹźko siÄ uwolniÄ. Klimatem przypomina âSleep Aloneâ czy âLook Back Inâ z 'Osiemnastki'. Dalej w âA Case For Shameâ jest rĂłwnie nastrojowo, a to za sprawÄ hipnotyzujÄ cego, soulowego gĹosu Al Spx z kanadyjskiego zespoĹu Cold Specks. DziÄki Damienowi Jurado i jego wokalnym popisom podczas âAlmost Homeâ, muzyka na albumie zaczyna powoli pogodnieÄ, jednak nie na dĹugo, gdyĹź numer cztery â âGoing Wrongâ (jak juĹź sama nazwa wskazuje) do zbyt optymistycznych nie naleĹźy. CaĹe szczÄĹcie, Ĺźe Moby doskonale wiedziaĹ kiedy przerwaÄ tÄ atmosferÄ zadumy i melancholii â kolejna piosenka â âThe Perfect Lifeâ (zaĹpiewana przez Wayne'a Coyne'a z Flaming Lips) to typowy, radiowy hit na miarÄ âIn This Worldâ czy âWe Are All Made Of Starsâ. I to by byĹo na tyle jeĹli chodzi o potencjalne przeboje â Moby i zaproszeni przez niego goĹcie wracajÄ do bardziej posÄpnych, nostalgicznych dĹşwiÄkĂłw i melodii. Nie znaczy to bynajmniej wcale, Ĺźe z pĹyty wieje nudÄ . âDonât Love Meâ (goĹcinny udziaĹ Inyang Bassey), trip-hopowy âSaintsâ, âThe Lonely Nightâ (gdyby ktoĹ szukaĹ nastÄpcy Leondarda Cohena to podpowiadam, Ĺźe jest nim Mark Lanegan, ktĂłry Ĺpiewa w tym kawaĹku) i âTell Meâ (znĂłw pojawia siÄ tutaj boska Al Spx) na dzieĹ dzisiejszy sÄ juĹź dla mnie klasycznymi arcydzieĹami Mobyâego, o ktĂłrych dzieci bÄdÄ siÄ kiedyĹ uczyÄ w szkoĹach na lekcjach muzyki.Â
âInnocentsâ nie jest zbyt odkrywczym albumem. Gdyby poĹwiÄciÄ dwie godziny i dobrze poszukaÄ, to do kaĹźdego utworu na nim zawartego, moĹźna by znaleĹşÄ odpowiednik na poprzednich krÄ Ĺźkach. PrzecieĹź âThe Last Dayâ brzmi niczym âNatural Bluesâ, a âThe Lonely Nightâ jak âPorcelainâ. Takie analogie moĹźna mnoĹźyÄ. Zdecydowanie jednak wolÄ, aby Moby siÄgaĹ po sprawdzone pomysĹy. Mam zresztÄ wraĹźenie, Ĺźe po sukcesie komercyjno - artystycznym z przeĹomu wiekĂłw i kilku 'chudych' latach, ktĂłre później nadeszĹy, Moby powoli budzi siÄ do Ĺźycia i jego kolejny album bÄdzie prawdziwÄ bombÄ . Zmiana otoczenia z Nowego Jorku na Los Angeles najwyraĹşniej mu sĹuĹźy.Â