Jake Bugg

Jake Bugg

Universal Music Polska 2013-01-22
Autor: Tonasz Nowak
Ocena:

Wielu było już „nowych Dylanówˮ. A jednak pierwsze dźwięki otwierającego debiut Jake'a Bugga „Lightning Boltˮ nieuchronnie prowadzą myśl właśnie w tę stronę. Dalszy ciąg tylko potwierdza słuszność tych skojarzeń. Jeszcze czasem wokalnie coś jakby z Ala Stewarta… Aż dziw, że taką płytę wydał ledwie osiemnastolatek! A jednak!

Już wspomniany dynamiczy „Lightning Boltˮ sugeruje, ze dalej można spodziewać się muzyki sprzeciwu, buntu rodem z epoki dzieci-kwiatów. I rzeczywiście, tak jest w większości z pierwszych dziesięciu kawałków. A w tym wszystkim najbardziej zdumiewa fakt, że brytyjska prowincja, miejskie peryferia czy problemy pokolenia, u Bugga wyglądają jakże podobnie do tych zza oceanu, opiewanych przez tamtejszych bardów pół wieku temu! Czy właśnie to ma na myśli młody Brytyjczyk, śpiewając w „Two Fingersˮ, że coś się zmienia?

Swą twórczość Bugg barwi sepią retro, wywodząc zagrywki z rockabilly i folku, ale nie robi kroku wstecz. Jego teksty pokazują, że jest obecny tu i teraz. Wtedy, gdy bywa typowym, używającym wielkich słów nastolatkiem („Seen It Allˮ), niecierpliwym, rządnym pełni życia („Taste Itˮ), ale też, kiedy jawi się ostoją pociechy („Note To Selfˮ) czy filozoficznie rozprawia się z fałszywymi odpowiedziami podsuwanymi wobec ważkich pytań („Simple As Thisˮ). Tę zgrabnie połączoną dwoistość słychaćczęściej, gdy np. na odniesienia do tradycji lat 50., amerykańskiego country-bluesa i brytyjskiego skiffle'u nakłada wokal rodem wprost z brit-popu lat 90. 

Niestety moc tej płyty w pewnym momencie słabnie. Pięć ostatnich kawałków – ta część mniej „zaangażowanaˮ, bardziej liryczna, wręcz miłosna – prezentuje się zdecydowanie słabiej. Wygląda trochę na doklejoną z innej bajki po to, aby wypełnić i tak już krótki (nie całe czterdzieści minut) krążek. Finałowe „Fireˮ zamiast nastrojową kodą, jawi się raczej niedokończonym demo. Szkoda, bo nawet te mniej wyraziste, wplecione wcześniej rzeczy, takie jak również autorskie „Someone Told Meˮ, są znacznie solidniejsze.

Sam Bugg odżegnuje się od niektórych wpływów, szczególnie Dylana. Jednak jego gitara mówi, co innego. Podobnie jak teksty. Owszem tam, gdzie sam jest kompozytorem muzyki (a są to kawałki zdecydowanie mniej melodyjne), bardziej słychać nawiązania do… dokonań Paula Simona. Ale tego Bugg pewnie też by się wyparł.

Cały ten zbiór czternastu ballad o niezwykłej jak na wiek autora rozpiętości tematycznej to jednak produkcja interesująca. Wyziera z niej muzyk już uformowany, który odważnie, eksponuje swój charakterystyczny wokal i słowa. Ze wsparciem skromnego, acz solidnego zaplecza instrumentalnego, głównie akustycznego, wysoko stawia sobie poprzeczkę.

Dalej, Bugg będzie musiał mocniej zdefiniować swoją tożsamość. Udowodnić, że to, czym epatuje ze swego debiutu to autentyczne uczucia, a nie jedynie wystudiowany kaprys nastolatka. Czy pozostanie „chłopcem z gitarąˮ? Widać, że próbuje, ale na to, jak dotąd, stać było tylko największych.