Wielu byĹo juĹź ânowych DylanĂłwËŽ. A jednak pierwsze dĹşwiÄki otwierajÄ cego debiut Jake'a Bugga âLightning BoltËŽ nieuchronnie prowadzÄ myĹl wĹaĹnie w tÄ stronÄ. Dalszy ciÄ g tylko potwierdza sĹusznoĹÄ tych skojarzeĹ. Jeszcze czasem wokalnie coĹ jakby z Ala Stewarta⌠AĹź dziw, Ĺźe takÄ pĹytÄ wydaĹ ledwie osiemnastolatek! A jednak!
JuĹź wspomniany dynamiczy âLightning BoltËŽ sugeruje, ze dalej moĹźna spodziewaÄ siÄ muzyki sprzeciwu, buntu rodem z epoki dzieci-kwiatĂłw. I rzeczywiĹcie, tak jest w wiÄkszoĹci z pierwszych dziesiÄciu kawaĹkĂłw. A w tym wszystkim najbardziej zdumiewa fakt, Ĺźe brytyjska prowincja, miejskie peryferia czy problemy pokolenia, u Bugga wyglÄ dajÄ jakĹźe podobnie do tych zza oceanu, opiewanych przez tamtejszych bardĂłw póŠwieku temu! Czy wĹaĹnie to ma na myĹli mĹody Brytyjczyk, ĹpiewajÄ c w âTwo FingersËŽ, Ĺźe coĹ siÄ zmienia?
SwÄ twĂłrczoĹÄ Bugg barwi sepiÄ retro, wywodzÄ c zagrywki z rockabilly i folku, ale nie robi kroku wstecz. Jego teksty pokazujÄ , Ĺźe jest obecny tu i teraz. Wtedy, gdy bywa typowym, uĹźywajÄ cym wielkich sĹĂłw nastolatkiem (âSeen It AllËŽ), niecierpliwym, rzÄ dnym peĹni Ĺźycia (âTaste ItËŽ), ale teĹź, kiedy jawi siÄ ostojÄ pociechy (âNote To SelfËŽ) czy filozoficznie rozprawia siÄ z faĹszywymi odpowiedziami podsuwanymi wobec waĹźkich pytaĹ (âSimple As ThisËŽ). TÄ zgrabnie poĹÄ czonÄ dwoistoĹÄ sĹychaÄczÄĹciej, gdy np. na odniesienia do tradycji lat 50., amerykaĹskiego country-bluesa i brytyjskiego skiffle'u nakĹada wokal rodem wprost z brit-popu lat 90.Â
Niestety moc tej pĹyty w pewnym momencie sĹabnie. PiÄÄ ostatnich kawaĹkĂłw â ta czÄĹÄ mniej âzaangaĹźowanaËŽ, bardziej liryczna, wrÄcz miĹosna â prezentuje siÄ zdecydowanie sĹabiej. WyglÄ da trochÄ na doklejonÄ z innej bajki po to, aby wypeĹniÄ i tak juĹź krĂłtki (nie caĹe czterdzieĹci minut) krÄ Ĺźek. FinaĹowe âFireËŽ zamiast nastrojowÄ kodÄ , jawi siÄ raczej niedokoĹczonym demo. Szkoda, bo nawet te mniej wyraziste, wplecione wczeĹniej rzeczy, takie jak rĂłwnieĹź autorskie âSomeone Told MeËŽ, sÄ znacznie solidniejsze.
Sam Bugg odĹźegnuje siÄ od niektĂłrych wpĹywĂłw, szczegĂłlnie Dylana. Jednak jego gitara mĂłwi, co innego. Podobnie jak teksty. Owszem tam, gdzie sam jest kompozytorem muzyki (a sÄ to kawaĹki zdecydowanie mniej melodyjne), bardziej sĹychaÄ nawiÄ zania do⌠dokonaĹ Paula Simona. Ale tego Bugg pewnie teĹź by siÄ wyparĹ.
CaĹy ten zbiĂłr czternastu ballad o niezwykĹej jak na wiek autora rozpiÄtoĹci tematycznej to jednak produkcja interesujÄ ca. Wyziera z niej muzyk juĹź uformowany, ktĂłry odwaĹźnie, eksponuje swĂłj charakterystyczny wokal i sĹowa. Ze wsparciem skromnego, acz solidnego zaplecza instrumentalnego, gĹĂłwnie akustycznego, wysoko stawia sobie poprzeczkÄ.
Dalej, Bugg bÄdzie musiaĹ mocniej zdefiniowaÄ swojÄ toĹźsamoĹÄ. UdowodniÄ, Ĺźe to, czym epatuje ze swego debiutu to autentyczne uczucia, a nie jedynie wystudiowany kaprys nastolatka. Czy pozostanie âchĹopcem z gitarÄ ËŽ? WidaÄ, Ĺźe prĂłbuje, ale na to, jak dotÄ d, staÄ byĹo tylko najwiÄkszych.