ZespóŠRiverside istnieje juĹź ponad dekadÄ na rynku muzycznym. ZespóŠskĹadajÄ cy siÄ z czterech muzykĂłw : Mariusza Dudy (wokal, gitara basowa i elektryczna), Piotra GrudziĹskiego (gitary elektryczne), Piotra Kozieradzkiego (perkusja) oraz MichaĹa Ĺapaja (instrumenty klawiszowe) zyskaĹ nie tylko w Polsce ale i na Ĺwiecie, szerokie grono fanĂłw. Wydane w poprzednich latach albumy z muzykÄ z zakresu rocka i progresywnego zapisaĹy siÄ w historii polskiej muzyki rozrywkowej i byĹy wielokrotnie Ĺwietnie oceniane przez krytykĂłw nie tylko u nas w Polsce ale i zagranicÄ .
Od czasu ostatniego krÄ Ĺźka (âShrine Of New Generations Slevesâ) minÄĹo juĹź dwa lata. Dwa lata koncertowania oraz komponowania. âLove,Fear and The Time Machineâ to najnowszy album tego kwartetu. I powiem szczerze: dawno nie miaĹem takiego problemu zwiÄ zanego z recenzjÄ . Kapela jest mi szczegĂłlnie bliska, ich muzykÄ sĹucham i szanujÄ juĹź od lat. A najnowszy krÄ Ĺźek jest po prostu nudny. CiÄĹźko mi to pisaÄ â ale tak jest.
KrÄ Ĺźek otwiera utwĂłr âLost (Why Should I Be Frightened By a Hat?)â I coĹ jest nie tak. KawaĹek ciÄ gnie siÄ niemiĹosiernie, zamiast Piotra Kozieradzkiego na bÄbnach ma siÄ wraĹźenie, Ĺźe sĹyszymy jakiĹ marny automat perkusyjny. Mariusz nabraĹ jakiejĹ dziwnej maniery, ktĂłra niestety draĹźni ucho (szczegĂłlnie jest to sĹyszalne w âUnder The Pillowâ) a fenomenalne solĂłwki Piotra GrudziĹskiego gdzieĹ znikĹy. Nawet MichaĹ na swoich instrumentach klawiszowych gdzieĹ gubi tÄ gĹÄbiÄ, ktĂłrÄ budowaĹ na poprzednich krÄ Ĺźkach. MyĹlaĹem, Ĺźe to moĹźe wina mojego ucha, dnia, nastroju. Dlatego podchodziĹem do tych utworĂłw kilkunastokrotnie â i ciÄ gle byĹo to samo. UsypiaĹem, mÄczyĹem siÄ. CiÄĹźko jest przejĹÄ przez te kawaĹki majÄ c w pamiÄci dokonania tego zespoĹu (chociaĹźby z ostatniego krÄ Ĺźka). A taki stan utrzymuje siÄ aĹź do Ăłsmego utworu (âTowards the Blue Horizonâ). Od âĂłsemkiâ w koĹcu zaczyna siÄ coĹ dziaÄ. CaĹoĹÄ w koĹcu brzmi jak dobry Riverside. Kompozycje stajÄ siÄ ciekawe (albo moĹźe ciekawsze w porĂłwnaniu z poprzednimi utworami) - w szczegĂłlnoĹci âTowards The Blue Horizonâ i âTime Travellersâ. Sekcja rytmiczna nareszcie gra jak naleĹźy (czÄste zmiany rytmĂłw, ciekawe przejĹcia), Mariusz juĹź tak nie âsmÄciâ na wokalu a i gitary jakby lepiej sĹychaÄ. Szkoda, Ĺźe zmiana nastÄpuje na sam koniec, kiedy jesteĹmy juĹź zmÄczeni caĹoĹciÄ .Â
Czy album jest zĹy? MoĹźe nie koniecznie zĹy. JednakĹźe zespóŠRiverside nauczyĹ nas, Ĺźe ich muzykÄ naleĹźy oceniaÄ bardziej surowo. JakoĹÄ jakÄ narzucili nam od czasu pierwszego krÄ Ĺźka (âOut of Myselfâ) jest w wielu aspektach nieosiÄ galna przez inne polskie kapele z pogranicza rocka progresywnego. Dla mnie âLove, Fear and The Time Machineâ jest maĹÄ wpadkÄ , albo wypadkowÄ na nowej drodze nowego Riverside. Szkoda â bo myĹlaĹem, Ĺźe bÄdzie to mĂłj kandydat do pĹyty tego roku, a jest to kandydat do rozczarowania roku.Â