Various Artists

Love Jazz & The City

My Music 2015-02-10
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Po kolekcjach ze smooth jazzem i po prostu jazzem przyszedł czas, aby w rytm miasta wkroczył także love jazz. A że miłość to temat przez muzykę kochany z wzajemnością, w liczącym siedemdziesiąt kawałków secie „Love Jazz & The Cityˮ odnaleźć można pełną paletę jej odcieni. Tak, te cztery CD to potężna „szkołaˮ uczuć. No i muzyki, rzecz jasna.

Trzeba to powiedzieć od razu, ale „Love Jazz & The Cityˮ to kolekcja dla wielbicieli jazzu odskulowego. Wyrastające w znakomitej większości z lat 50. dźwięki przywodzą na myśl anonimowe, ruchliwe i wciąż jeszcze „czarno-białeˮ ulice wielkich amerykańskich metropolii. Dalej zaś przenoszą w atmosferę przyćmionych klubów, w której przy takiej liczbie nagrań można zanurzyć się bez reszty. To szansa na wyrwanie się z nerwowego dnia, na przyjrzenie w spokoju „unoszącym się z wolna kłębom dymuˮ. Świetny czas na spokojną, powolną konwersację albo błogie lenistwo i zasłuchanie. Oczywiście, obowiązkowo we dwoje.

Twórcy komplikacji sięgnęli po największe nazwiska. Bassey, Cole, Ellington, Mingus, Charles – to marki wielkie i uznane. Ale jak zawsze tego typu składanki są świetną okazją do przypomnienia postaci mniej głośnych, niekiedy przykurzonych. Ot, choćby u boku Franka Sinatry pojawia się stojący nieustannie w jego cieniu Tony Bennett. Potem następni, kilku pierwszych z brzegu: Cassandra Wilson, Chet Baker, Peggy Lee, Oscar Peterson. Dzięki ich obecności każdy odnajdzie tu własne evergreeny, nie tylko „When I Fall in Loveˮ, „Mona Lisaˮ albo „Moon Riverˮ.

Nie jest to na pewno składanka dla chcących mieć w jednym miejscu „wszystkoˮ. Stanowi ona raczej wielodaniowy zestaw dla smakoszy bądź wyprawę dla odkrywców, lubiących dać się wciągnąć sprawdzoną już zanętą na mniej znane wody. 

Generalnie z „Love Jazz & The Cityˮ jasno wynika, że to muzyka, której z miłością bardzo po drodze. Mieni się ona tak wieloma barwami, że jej standardy reinterpretować można w zasadzie bez końca. Niektóre wykonania wyciskają na poszczególnych utworach potężne piętno i zwykle wcale nie są to wersje pierwotne. Próżno więc na tych czterech krążkach szukać „oryginałówˮ…

Ech, łatwo się w tym gąszczu jazzowej klasyki pogubić! Poszukiwania korzeni „'S Wonderfulˮ czy „Body & Soulˮ niech zatem pozostaną lepiej domeną najzagorzalszych purystów. Wszyscy inni mogą swobodnie, bez napinania poddać się ich urokowi. Wówczas te nostalgiczne (w większości) love jazzowe songi w jakiś magiczny sposób przeniosą lekko ducha w dobry nastrój. I to o każdej porze dnia i roku.