Robert Janowski

Muzyka mojego Ĺźycia

Agora 2016-02-18
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

Jak muzyk z muzykiem

Robert Janowski zna się na niezobowiązującej gadce. Każdy, kto ogląda go w telewizji czy słucha w radio, wie o tym dobrze. I taki też charakter mają jego rozmowy prowadzone w ramach programu „Muzyka mojego życia” w radiu Złote Przeboje. Dwadzieścia sześć z nich znalazło się w książce wydanej przez Agorę pod takim samym tytułem.

Każda z nich zajmuje ok. dziesięciu stron. Tak więc, zważywszy na objętość,  jak i luźny charakter tych antenowych pogaduszek, trudno spodziewać się po nich czegoś odkrywczego. I faktycznie są to bardziej takie anegdotyczne wspominki pojedynczych zdarzeń, miejsc czy ludzi. Czasem okraszone wnikliwszą myślą, bardziej zaskakującym pytaniem. Jednak bez nadmiernego drążenia. Ot, coś dla spragnionych ciekawostek, jak to było podczas tournée po ZSRR, albo co stanowiło  przełomowy zwrot w karierze, gdzie i jak rodziły się rozmaite muzyczne pomysły i eksperymenty. Zdecydowanie rzadziej natomiast zahacza Janowski o sferę prywatną. W sumie okazuje się pod tym względem bardzo konsekwentny ‒ skoro mowa o muzyce, to muzyka króluje w tych rozmowach na prawie wyłączności.

Janowski nie ogranicza się przy tym do sztampy. Każdy z gości w studio prywatnie i zawodów kojarzy się mu z czym innym. Można to wyczytać ze wstępów, które traktuje jako punkt wyjścia do zagajenia rozmowy, toczącej się w kierunku stymulowanym często przez osobowość gościa. Janowski ze swej strony stwarza mu pole do autoprezentacji, a przez to, po trochę, obnaża, jaki jest naprawdę. To niewątpliwa zaleta tej książki.


Rozmówcy Janowskiego wywodzą się z rożnych pokoleń i tradycji muzycznych. Istnieje jednak mianownik wspólny dla wszystkich ‒ są niewątpliwie gwiazdami polskich scen. I to w najrozmaitszych ich barwach ‒ od jazzu (Ewa Bem), przez folk (Golec uOrkiestra, Sebastian Karpiel-Bułecka) i pop (Andrzej Piaseczny, Kombii), również ten klasyczny (Krzysztof Krawczyk, Maryla Rodowicz), po rock (Janusz Panasewicz, Piotr Cugowski).

Pomimo tej różnorodności wyczuwa się luz, jaki wnosi prowadzący ‒ też przecież muzyk, któremu kuchnia showbiznesu jest nieobca. Z jego słów przebija szacunek dla dorobku kolegów i koleżanek ze sceny, brak w nim natomiast czołobitności, jaką czasami prezentują rodzimi dziennikarze. Aż żal, że każda z tych pogaduszek trwa tak krótko, tylko te parę stron!

W ostatecznym rozrachunku „Muzyka mojego życia” to lektura lekka, dla chcących liznąć świata w błysku świateł, „poobcować z gwiazdami”. Tak po prostu, żeby trochę pogrzać się w ich blasku i przyjemnie połechtać własne ego.