Emilia Padoł

Piosenkarze

Prószyński i S-ka 2017-06-01
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

Piosenkarze, wokaliści, muzycy, artyści...

W kolejnym, czwartym już tomie zebranych wspominków o bohaterach „tamtych lat”, Emilia Padoł wyrusza tropem hasła „piosenkarze”. Na przestrzeni PRLu było ich niemało ‒ o większej czy mniejszej popularności. I dlatego też wybór, którego dokonuje autorka, jest ciekawy, bo nieoczywisty. Jej rozmówcami są bowiem w większości sławy minione. Przynajmniej z dzisiejszej perspektywy.

Jedynie trzech z ośmiu artystów, którym się przygląda, stale funkcjonuje w „szerszym obiegu scenicznym”. To bracia Zielińscy i Stan Borys. Kolejna trójka ‒ Hulewicz, Kossowski, i Dąbrowski ‒ także pracuje, ale jakby w zapomnieniu. Dwóch ‒ Klenczon i Zaucha ‒ już nie żyje. Czy żyje pamięć o nich?

Mieszkający w USA Maciej Kossowski, odciął pępowinę łączącą go z Polską już wiele lat temu. „Cossi jest Amerykaninem” mówią o nim przyjaciele, a on się z tym zgadza. Bynajmniej nie przez grzeczność. Wyjechał zanim wybrzmiały jego wszystkie wielkie przeboje. Zniknął tak dawno z rodzimego firmamentu gwiazd, ze pewnie mało kto byłby dziś w stanie wymienić jego nazwisko jako wykonawcy takich hitów jak „Dwudziestolatki” albo „Wakacje z blondynką” 

Co ciekawsze, życiorys Kossowskiego ‒ także ten artystyczny ‒ stanowi swego rodzaju wzorzec. Bohaterowie „Piosenkarzy”, podobnie jak on, są ludźmi wywodzącymi się albo ocierającymi o środowiska muzyczne. W młodości niektórzy mają zupełnie inne plany na życie. Przynajmniej do czasu. Kolejne cezury ich karier wyznaczają nowo tworzone zespoły, festiwale, nagrania, występy krajowe i zagraniczne (głównie w demoludach), a szczytem marzeń jest wyjazd na tournee do Ameryki.

W końcu jednak zza oceanu wracają. Tylko Cossi pozostał. Ci powracający nie mówią o braku powodzenia, a raczej o tęsknocie, zmianie warunków, wyobcowaniu. Nie narzekają, znaczy, czegoś się nauczyli. Opowiadając o zamorskich doświadczeniach, trochę ślizgają się po powierzchni, a Padoł nie naciska. Na modłę współczesnej publicystyki internetowej nie drąży, a pewnych tematów wręcz unika. Woli w ich miejsce rzucić efektowną anegdotą czy błyskotliwą konstatacja. 

W tym tomie wspominków o dawnych latach z tytułu ginie charakterystyczny dla serii, a także nieco magiczny skrót „PRL”. Autorka tłumaczy to, podpierając się racjami swych rozmówców. Tym, że nadal tworzą. A jednak rzeczywistość po przemianach stanowi margines ich historii. Niby są z tych czasów równie dumni, ale prawda jest taka, że z dawnymi gwiazdami nie obeszły się łagodnie.

W nowych realiach ich status jest zupełnie inny. Być może dlatego chwalą się, a czasem wręcz puszą swymi osiągnięciami. Z drugiej strony, kto nie byłby dziś dumny grając z artystami kultowymi czy wypełniającymi stadiony? Oni grywali, byli przez nich doceniani i jak słusznie zauważają, nierzadko z żalem, zostało im to zapomniane. Jeśli nie przypomną o tym sami, nie zrobi tego za nich nikt inny.

A pamiętać warto, bo choć czasy były takie, a nie inne, muzyka rodziła się ciekawa. Towarzyszyły jej wielki talenty i potrzeba posiadania umiejętności, które gwarantowały konkretny poziom artystyczny. Tak, za bohaterami Padoł stoi dorobek, który sprawia, że tytułowy PRLowski „piosenkarz” znaczy nierzadko wiele więcej niż współcześnie „artysta”.