Madonna

Rebel Heart

Universal Music Polska 2015-03-10
Autor: Michał Balcer
Ocena:

Daleki byłbym od napisania w przypadku Madonny, że 'trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść', cytując klasyków z Perfectu, bo nie wypada tak twierdzić o artystce, którą wiele osób uważa za Królową Pop. Nawet jeśli nie każdy zgadza się z tym określeniem, to nie można jej odmówić tego, że jest legendą. Prawdą jest jednak, że od kilku lat Amerykanka jest cieniem samej siebie, a jej muzyka w żaden sposób nie nawiązuje już do chwil chwały, jakie święciła od połowy lat 80-tych ubiegłego wieku, do choćby całkiem niezłego krążka "Confessions On A Dancefloor". 

Przyznam szczerze, że nie spodziewam się już wiele po Madonnie, tym niemniej od siedmiu lat jak słyszę, że nagrywa kolejny album, to mam nadzieję, że nawet jeśli nie będzie to arcydzieło na miarę "Ray Of Light", to łudzę się przynajmniej usłyszeć gustowny, dobry pop. I myślałem, że tak stanie się przy okazji jej nowej płyty zatytułowanej "Rebel Heart". Niestety, tak jak to miało miejsce przy okazji wydania "Hard Candy" i "MDNA", tak i teraz srodze się rozczarowałem. 

Dawniej twórczość Madonny słynęła z przebojowości - ciężko zliczyć ilość kawałków, które zostały numerami jeden na całym świecie. Na "Rebel Heart" nie widzę, ani nie słyszę nic, co mogłoby zawojować rozgłośnie radiowe. Nie jest takim utworem "Bitch, I'm Madonna" zaśpiewany z Nicki Minaj (jej obecność to ukłon w stronę młodszej publiczności), o którym co najwyżej można powiedzieć, że jest irytujący i męczący, ze względu wściekłą elektronikę, którą został naszprycowany. Także w "Iconic" z udziałem Mike'a Tysona (sic!) i Chance The Rapper nie widzę potencjału z tego samego powodu. O taką muzykę podejrzewałbym co najwyżej szwedzką Iconę Pop, a nie kobietę, która przez ponad dwie dekady nagrała co najmniej 50 świetnych piosenek. 

Nawet jeśli Madonnie zdarzyło się kiedyś nie nagrać wielkiego hitu, to na pewno jej kompozycje były namiętne i seksowne, że wspomnę tylko "Deeper And Deeper" czy też "Secret". Tego też na "Rebel Heart" się nie uświadczy. No chyba, że na siłę wybiorę "Best Night", w której w tle przewija się delikatny orientalny motyw, o którym ledwo co pomyślę, że jest zmysłowy. 

Zaproszenie Nicki Minaj, Nas-a, Chance The Rapper i Tysona do współpracy pomoże "Rebel Heart" co najwyżej promocyjnie, bo to głośne nazwiska i zapewne zwiększą sprzedaż. Chociaż na płycie znajdziemy kilka przyzwoitych utworów ("Devil Pray", "Joan Of Arc" i brzmiący niczym odpad ze wspomnianego wyżej "Ray of Light" - "Body Shop"), to jednak przepadają one pośród pozostałych 16 przeciętnych, banalnych i nijakich numerów. "Rebel Heart" to taki album bez historii w sumie. Po przesłuchaniu nie ma się ochoty puścić go od nowa, zabrać do auta czy polecić znajomemu. Położyć na półce lub skasować z biblioteki iTunes i zapomnieć. Wydaje mi się, że prawdziwą Królową Pop jest teraz Kylie Minogue, której wydany rok temu krążek "Kiss Me Once" był po prostu fantastyczny, nie tylko w porównaniu z nowym wydawnictwem Madonny.