All Saints

Red Flag

Sony Music Polska 2016-04-07
Autor: Karolina Prusiel
Ocena:

Czteroosobowy żeński zespół wokalny All Saints święcił tryumfy na przełomie tysiącleci. Melanie Blatt, Shaznay Lewis, Nicole Appleton i Natalie Appleton debiutowały krążkiem zatytułowanym bardzo klasycznie – po prostu „All Saints” w roku 1997. Płyta ta znalazła się na drugim miejscu zestawienia UK Album Chart. Za singiel „Never ever” zaś zespół zdobył dwie statuetki Brit Awards. Utwór ten, jak pisał The Guardian, był drugim najlepiej sprzedającym się singlem girlsbandu zaraz po „Wannabe” Spice Girls. Płyta zawiera również, moim zdaniem, bardzo słaby, popowy cover „Under the bridge” zespołu Red Hot Chili Peppers. Na debiutanckim krążku All Saints znalazła się także znana wszystkim piosenka „Lady marmalade”, której drugie życie dała aranżacja z filmu-musicalu „Moulin Rouge” z 2001 roku w wykonaniu m.in. Christiny Aguilery i Pink.

Po hucznym debiucie, dziewczyny szybko znalazły się w trójce najlepiej sprzedających się girlsbandów wszechczasów w Wielkiej Brytanii. Będąc na fali sukcesu wypuściły album z remixami (1998), a po dwóch latach kolejny album studyjny zatytułowany „Saints & Sinners”. Ten zaś w ekspresowym tempie pokrył się multiplatyną, zdobywając szczyty zestawień w UK. Pojawiło się jednak również sporo krytycznych głosów na jego temat, posądzających brytyjsko-kanadyjski zespół o zbytnie pokrewieństwo muzyczne z „Spicetkami” czy z „Ray of Light” Madonny. Na swój trzeci album studyjny All Saints kazały fanom poczekać 6 lat. Po rozwiązaniu zespołu krótko po sukcesie, zjednoczyły się ponownie, a „Studio 1” z 2006 pokryło się srebrem. W 2009 dziewczyny po raz drugi ogłosiły zakończenie działalności zespołu. W 2014 sensacyjnie powróciły z serią koncertów, a w 8 kwietnia 2016 wytwórnia London Records wydała czwarty studyjny album grupy zatytułowany „Red Flag”.

Album stylizowany jest na współczesne brzmienia. Wyraźnie słychać, że wokalistki chciały nagrać płytę postępową, pasującą do aktualnej sceny muzycznej, ale z nawiązaniem do swoich płyt sprzed lat. Dla All Saints okazało się to jednak połączeniem oksymoronicznym, niemożliwym do zrealizowania. W rzeczywistości „Red Flag” brzmieniowo jest kolejną płytą z przełomu lat 90. i 2000. Miejscami słyszymy rzeczywiście troszkę elektroniki, charakterystycznej dla piosenek popowych z ostatnich lat. Przykładem utworu, który przełamuje tę kolejkę podobnych do siebie piosenek, jest „Ratchet behaviour”. Cechuje go mocny rytm i spora, jak na tę płytę, dawka elektroniki, przez co dostaje tak zwanego „pazura”, zwraca uwagę i zostaje w głowie na dłużej. Problem w tym, że zaraz po nim pojawia się tytułowa piosenka z niemalże identycznym bitem... Mimo wszystko druga część płyty odkrywa nowe brzmienia i napawa nadzieją na coś nowego. Utwór „Pieces” kończący płytę zaczyna się w sposób przyciągający uwagę. Przyznam szczerze, że słuchając przystanęłam zaciekawiona, w jaką stronę się rozwinie. Kończy się jednak klasycznie na pięknych wielogłosach o miłości.

W większości materiału więc krążek ten niezbyt mocno odbiega od starszej twórczości zespołu. Znajdziemy na nim oczywiście urzekające głosy dziewcząt, dość klasyczne rytmy i linie melodyczne. Pod tym względem wszystko jest jak najbardziej „na swoim miejscu”. Nie znajdziemy na niej zaś niczego specjalnie odkrywczego. Tak więc osoby, które z sentymentem czekały na powrót starego, dobrego All Saints, powinny jak najszybciej zaklepać sobie bilety na „Red Flag Tour”. Ci z kolei, którzy spodziewali się czegoś więcej, tym razem raczej obejdą się smakiem.

Podziwiam zespół All Saints za odwagę powrotu na scenę muzyczną po niemalże 10 latach. Trudno jest wrócić, zwłaszcza że trendy i realia muzyczne zmieniają się w tempie ekspresowym. Wielkie powroty obserwujemy ostatnio także na rodzimej scenie muzycznej, m.in. według mnie zdecydowanie udany come back Reni Jusis z płytą „Bang” po 7 latach nieobecności. Powrotu All Saints z „Red Flag” również nie mogę zaliczyć do nieudanych. Zespół nadal bowiem trzyma się na wysokim poziomie światowego popu. Nazwałabym go szybciej...nieprzemyślanym. Nie przemyślano za bardzo, czym by tu nas zaskoczyć. Owszem, zaskoczyli – powrotem. A samo to, to jednak trochę mało.