Rzadko ktoĹ wypuszcza siÄ w muzyczne przestrzenie tak odwaĹźnie i konsekwentnie, prawie za kaĹźdym razem odnajdujÄ c na nich coĹ ciekawego. Rzadko teĹź tego typu eksperymenty skĹadajÄ siÄ w spĂłjnÄ caĹoĹÄ pojedynczego albumu. SBB ta sztuka teĹź nie zawsze wychodzi, ale najnowszy studyjny krÄ Ĺźek to jedna z najlepszych ich produkcji od ponownego "zjednoczenia" na przeĹomie wiekĂłw.
CaĹoĹÄ zaczyna Ĺwietna przestrzenna "Piwnica". MelanĹź delikatnych instrumentĂłw i wokalu. Elektronika zaprawiona smoothjazzowym feelingiem. To subtelne intro stanowi zapowiedĹş klimatu caĹej pĹyty â pozbawionych sĹĂłw muzycznych pocztĂłwek z przeszĹoĹci.
ĹlÄ zacy nie dzierĹźyliby jednak dumnego miana awangardzistĂłw, gdyby tak Ĺatwo godzili siÄ na jednÄ konwencjÄ. Po "Piwnicy" nadciÄ ga dynamiczny, harmonicznie wrÄcz agresywny "Niemen". Zbudowany na ciÄĹźkich organowych pasaĹźach i gĹoĹno ĹomoczÄ cej perkusji nakazuje zachowaÄ czujnoĹÄ i faktycznie, kolejny gitarowo-organowy atak przynoszÄ tuĹź po kolejnym "74" nastÄpne "Bunkry wiedeĹskie".
Niby znamy juĹź te brzmienia, frazy, a jednak wciÄ Ĺź tyle ich obszarĂłw pozostaje wciÄ Ĺź do zbadania, a grajÄ ce obecnie w dwuosobowym skĹadzie SBB wciÄ Ĺź je eksploruje. Wiele z tych kawaĹkĂłw to dĹşwiÄkowe impresje, unikajÄ ce popowych schematĂłw harmonicznych. JĂłzef Skrzek i Apostolis Anthimos wolÄ raczej otwieraÄ raczej kolejne drzwi do nieznanych, a przynajmniej zaskakujÄ cych miejsc.Â
JuĹź z tytuĹu krÄ Ĺźka â po prostu "SBB", stylistycznego zróşnicowania nagraĹ, jak i samych tytuĹĂłw widaÄ, Ĺźe oto mamy przed sobÄ muzycznÄ historiÄ grupy. PotwierdzajÄ to krĂłtkie wpisy we wkĹadce â ogĂłlnikowe, minimalistyczne, nastawione tak jak muzyka na przywoĹanie pewnego klimatu, chwili, niĹź opowiadanie peĹnej anegdot historii.
"Niemen" to wspomnienie dynamicznego, ale i niespokojnego okresu wspĂłĹpracy z CzesĹawem Niemenem, "74" â pamiÄ tka nagrania koncertu w warszawskiej Stodole w tymĹźe 1974, wydanego potem jako pierwsza pĹyta zespoĹu. TytuĹy koĹczÄ cych krÄ Ĺźek "Muz", "Zaufanych" czy "Requiem" nie wymagajÄ juĹź nawet komentarza.Â
Na taki retrospektywny przeglÄ d SBB moĹźe dziĹ sobie pozwoliÄ. W przeszĹoĹÄ bowiem odeszĹy monumentalne tworzone przez nich niegdyĹ z upodobaniem dĹugie suity. Ich miejsce zajÄĹy formy krĂłtsze, osobne, bardziej jednoznaczne. A i tak mamy tu wyraĹşny dialog utworĂłw dĹuĹźszych (ok. 6 minut) i miniatur (2-3 minuty), co teĹź charakterystyczne jest dla pewnych okresĂłw dziaĹalnoĹci zespoĹu, jak i budowanych nastrojĂłw. Przy tym ogromna rozpiÄtoĹÄ czasowa istnienia zespoĹu (od 1971 roku) sprawia, Ĺźe pĹyta jest i tak bardzo dĹuga. Na blisko 80 minut trzeba w skupieniu daÄ uwieĹÄ siÄ dĹşwiÄkom, inaczej gdzieĹ w poĹowie stanÄ siÄ one mÄczÄ ce, zacznÄ nuĹźyÄ.Â
Progrock cieszy siÄ w naszym kraju nieustajÄ cÄ estymÄ . A przecieĹź SBB pomimo bluesowych korzeni i jazzowych ciÄ gotek to progresywny klasyk. Tyle, Ĺźe zdecydowanie bardziej wyrafinowany. Album "SBB" oporu fanĂłw ciÄ ĹźÄ cych w stronÄ lĹźejszego art-rocka nie przeĹamie, ale moĹźe kogoĹ wciÄ gnie. Na tym krÄ Ĺźku jest po prostu inny ĹwiatâŚ