SBB

SBB

Metal Mind Productions 2012-03-19
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Rzadko ktoś wypuszcza się w muzyczne przestrzenie tak odważnie i konsekwentnie, prawie za każdym razem odnajdując na nich coś ciekawego. Rzadko też tego typu eksperymenty składają się w spójną całość pojedynczego albumu. SBB ta sztuka też nie zawsze wychodzi, ale najnowszy studyjny krążek to jedna z najlepszych ich produkcji od ponownego "zjednoczenia" na przełomie wieków.

Całość zaczyna świetna przestrzenna "Piwnica". Melanż delikatnych instrumentów i wokalu. Elektronika zaprawiona smoothjazzowym feelingiem. To subtelne intro stanowi zapowiedź klimatu całej płyty – pozbawionych słów muzycznych pocztówek z przeszłości.

Ślązacy nie dzierżyliby jednak dumnego miana awangardzistów, gdyby tak łatwo godzili się na jedną konwencję. Po "Piwnicy" nadciąga dynamiczny, harmonicznie wręcz agresywny "Niemen". Zbudowany na ciężkich organowych pasażach i głośno łomoczącej perkusji nakazuje zachować czujność i faktycznie, kolejny gitarowo-organowy atak przynoszą tuż po kolejnym "74" następne "Bunkry wiedeńskie".

Niby znamy już te brzmienia, frazy, a jednak wciąż tyle ich obszarów pozostaje wciąż do zbadania, a grające obecnie w dwuosobowym składzie SBB wciąż je eksploruje. Wiele z tych kawałków to dźwiękowe impresje, unikające popowych schematów harmonicznych. Józef Skrzek i Apostolis Anthimos wolą raczej otwierać raczej kolejne drzwi do nieznanych, a przynajmniej zaskakujących miejsc. 

Już z tytułu krążka – po prostu "SBB", stylistycznego zróżnicowania nagrań, jak i samych tytułów widać, że oto mamy przed sobą muzyczną historię grupy. Potwierdzają to krótkie wpisy we wkładce – ogólnikowe, minimalistyczne, nastawione tak jak muzyka na przywołanie pewnego klimatu, chwili, niż opowiadanie pełnej anegdot historii.

"Niemen" to wspomnienie dynamicznego, ale i niespokojnego okresu współpracy z Czesławem Niemenem, "74" – pamiątka nagrania koncertu w warszawskiej Stodole w tymże 1974, wydanego potem jako pierwsza płyta zespołu. Tytuły kończących krążek "Muz", "Zaufanych" czy "Requiem" nie wymagają już nawet komentarza. 

Na taki retrospektywny przegląd SBB może dziś sobie pozwolić. W przeszłość bowiem odeszły monumentalne tworzone przez nich niegdyś z upodobaniem długie suity. Ich miejsce zajęły formy krótsze, osobne, bardziej jednoznaczne. A i tak mamy tu wyraźny dialog utworów dłuższych (ok. 6 minut) i miniatur (2-3 minuty), co też charakterystyczne jest dla pewnych okresów działalności zespołu, jak i budowanych nastrojów. Przy tym ogromna rozpiętość czasowa istnienia zespołu (od 1971 roku) sprawia, że płyta jest i tak bardzo długa. Na blisko 80 minut trzeba w skupieniu dać uwieść się dźwiękom, inaczej gdzieś w połowie staną się one męczące, zaczną nużyć. 

Progrock cieszy się w naszym kraju nieustającą estymą. A przecież SBB pomimo bluesowych korzeni i jazzowych ciągotek to progresywny klasyk. Tyle, że zdecydowanie bardziej wyrafinowany. Album "SBB" oporu fanów ciążących w stronę lżejszego art-rocka nie przełamie, ale może kogoś wciągnie. Na tym krążku jest po prostu inny świat…