Krzysztof Krawczyk

Tańcz mnie po miłości kres. Piosenki Leonarda Cohena

Sony Music Entertainment 2015-11-25
Autor: Tomek Nowak
Ocena:

Po talentu kres…

Krzysztof Krawczyk jest bezsprzeczną ikoną polskiej sceny. Jego wspaniały, charakterystyczny głos zdaje się nie mieć ograniczeń. Jednak sięgnięcie po repertuar Leonarda Cohena dowiodło, że o sukcesie piosenki z charakterem przesądza nie tylko talent wokalny, ile splot wielu czynników. I nie do wszystkich udaje się zawsze dopasować. Nawet największym.

Wyzwania stojące przed wykonawcami wierszy Cohena, piętrzą się całymi stosami – od przekładu, po rozmaite smaczki interpretacyjne i samo emploi Kandyjczyka. Na „Tańcz mnie po miłości kresˮ przeszkodę pierwszą pokonano w sposób najprostszy z możliwych. Skorzystano z tłumaczeń Macieja Zembatego, wielkiego piewcy i popularyzatora twórczości Cohena, który dysponował nawet nieco podobnym głosem. Spolszczone przez niego oryginalne teksty uznawane są dziś za wręcz kanoniczne, choć tu i ówdzie przydałby im się pewien retusz.

Krawczyk dysponuje równie głębokim, choć innym niż Cohen i Zembaty, bo matowym, lekko chropawym głosem. Wielokrotnie udowadniał, że potrafi twórczo go wykorzystać, Tym razem jednak, choćby przy melorecytacjach, brak mu wzmacniającej przekaz dźwięczności („Jestem twój/I’m Your Manˮ czy „Zuzanna/Suzanneˮ). W „Ptak na drucie/Bird On The Wireˮ słychać dobitnie, że klasa Krawczyka objawia się przede wszystkim w śpiewaniu pełnym głosem

Na szczęście, choć z mruczandem Cohenowych piosenek nie zawsze mu po drodze, są na tej płycie perełki, takie jak finałowe, ładnie wypunktowane „Alleluja/Hallelujahˮ. Świetnie brzmi blues-jazzowa, dynamiczna wersja „Manhattan/First We Take Manhattanˮ. W „Tańcz mnie po miłości kres/Dance Me To The Endˮ z oryginału pozostały jedynie liryczne skrzypki i powidoki oryginalnego rytmu wygrywane na harmonii, W wykonaniu Krawczyka bliżej temu kawałkowi do delikatnej, nostalgicznej bosanovy. Podstawę stanowią tu subtelne niuanse intonacji, a nie jak w oryginale dramatyczny kontrast pomiędzy pełnym zatracenia tekstem, a brzmiącym wręcz neurotycznie rytmem walca.

Dobrze wypadają też erotyki. Rubaszne „Dziś w nocy będzie fajnie/Tonight Will Be Fineˮ, czyli melodyjne country to coś, co Krawaczyk potrafi zaśpiewać. No i do tego ten tekst... Również „Wspomnienia/Memoriesˮ pulsuje nabrzmiałymi emocjami i przyczajonym w nich napięciem.

Cohenowym purystom uznającym „jedyne słuszne wersje", ta płyta się nie spodoba. Szkoda, że otwiera ją wspominane już „Jestem Twójˮ, bo to zdecydowani najsłabszy utwór na krążku. Otwartym na muzyczne poszukiwania „Tańcz mnie po miłości kresˮ spodoba się zdecydowanie bardziej. Fani Krzysztofa Krawczyka, pewnie i tak będą jak zwykle głosem idola zauroczeni… A tymczasem album ten to porcja bardzo ciekawej muzyki, która wszak pokazuje, że nawet mistrzom trzeba czasem sporo pokory.