Frankie Goes To Hollywood

The Best Of

2013-09-23
Autor: Michał Balcer
Ocena:

Niestety - tak jak przypuszczałem - saga wydawnicza z Frankie Goes To Hollywood trwa w najlepsze. Dlaczego niestety? Otóż po kilku wartościowych płytach jak choćby reedycje dwóch genialnych albumów angielskiej grupy („Welcome To The Pleasuredome”,„Liverpool”), otrzymujemy kolejną kompilację przebojów, znacznie gorszą od poprzedniej („Frankie Say Greatest” z 2009 roku). Wszystko to wygląda jedynie na 'żerowanie' na popularności jednej z największych kapel lat 80-tych. 

Podobnie jak na poprzedniej 'składance' mamy dwa krążki. Pierwszy z nich to 13 największych przebojĂłw liverpoolczykĂłw. Oczywiście są tutaj nieśmiertelne: „Relax”,„The Power Of Love”, „War!”, „Two Tribes” czy „Rage Hard”. Całe szczęście, Ĺźe nie zabrakło tutaj miejsca dla świetnego coveru “Ferry Cross The Mersey” z dorobku Gerry And The Pacemakers. Zasadniczo co do zawartości tej ‘składanki’ nie ma się co przyczepić. 

Bonusowy dysk zawiera pięć remiksów. O ile w przypadku „Frankie Say Greatest” tego rodzaju nagrań było więcej i były one bardziej wyszukane, tutaj trudno doszukać się jakichś nowości, bo trudno żeby za taką uznać „Rage Hard” w wersji z trzema plusami i jedną gwiazdką. 

Największy pozytyw tego 'debeściaka' jaki widzę to fakt, że Frankie Goes To Hollywood wciąż jest obecne na sklepowych półkach. Może się zdarzyć, że zupełnie przypadkowo natknie się na tą grupę jakiś nowy słuchacz. Poza tym trzeba przyznać, że ten album prezentuje się dość efektownie – jest wydany w formie digipacka. Do tego w środku znajdziemy mały plakat Holly'ego Johnsona i jego kolegów.

Za dobór piosenek należałoby dać "The Best Of” ocenę pięć. To zresztą nie jest trudne w przypadku zespołu, który nagrał jedynie dwie płyty. Za to, że jest to tylko kolejna próba zarobienia na fanach należy jednak postawić 'pałę z wykrzyknikiem'. Średnio wychodzi 'trójka'. Jak na Frankie Goes To Hollywood to zdecydowanie za mało. Szkoda. 

 Â