MyĹlaĹem, Ĺźe po latach 'przygĂłd' z muzykÄ renesansowÄ Johna Dowlanda, kolÄdami, pastoraĹkami i symfonicznymi aranĹźacjami swoich piosenek, Sting zdecyduje siÄ w koĹcu na wydanie pĹyty w starym stylu â peĹnÄ pop ârockowych hitĂłw, ktĂłre tygodniami zajmujÄ czoĹowe lokaty na listach przebojĂłw, a fani dekadami nucÄ je kiedy lecÄ w radiu. Nic bardziej mylnego. Ex 'Policjant' na stare lata postanowiĹ juĹź chyba tylko i wyĹÄ cznie 'ĹźonglowaÄ' gatunkami i nagrywaÄ albumy, o ktĂłre jeszcze 10 lat temu nikt by go nie podejrzewaĹ. Jego 11 studyjny album âThe Last Shipâ potwierdza te przypuszczenia.Â
âThe Last Shipâ to w podstawowej wersji 12 utworĂłw, ktĂłre Sting napisaĹ na przygotowywane przez siebie przedstawienie pod tym samym tytuĹem. Zostanie ono wystawione na Broadwayu w 2014 roku, a opowiada o upadku przemysĹu stoczniowego w rodzinnym mieĹcie Brytyjczyka â Newcastle, ktĂłry to dawaĹ mieszkaĹcom tego miasta zatrudnienie przez wiele lat. W warstwie lirycznej znajdziemy tutaj wÄ tki autobiograficzne artysty oraz jego przemyĹlenia na temat przemijania, wychowania i znaczenia rodziny. Â
Sting nie przestaje zaskakiwaÄ jeĹli chodzi o eksperymenty z dĹşwiÄkami i brzmieniem. Na âThe Last Shipâ ĹÄ czy je na niespotykanÄ jak dotÄ d w jego twĂłrczoĹci skalÄ! Jest tutaj zarĂłwno piosenka poetycka (âThe Night The Pugilist Learnedâ), ballada ("I Love Her But She Loves Someone Else"), muzyka celtycka (âLanguage Of Birdsâ), szanty (âWhat Have We Got?â, âBallad Of The Great Easternâ) oraz odrobina popu, jazzu i bluesa. Wszystko to razem przybiera musicalowÄ formÄ. CiekawostkÄ jest wokal Stinga. OczywiĹcie sÄ tutaj numery, w ktĂłrych Ĺpiewa (jak zwykle fantastycznie, a biorÄ c pod uwagÄ 'ciÄĹźar' tematyczny tej pĹyty â niezwykle poruszajÄ co), ale pojawiajÄ siÄ rĂłwnieĹź takie, gdzie wciela siÄ w rolÄ narratora. Do wspĂłĹpracy nad tym materiaĹem sĹynny basista zaprosiĹ: Briana Johnsona z AC/DC, Jimmyâego Naila, Kathryn Tickell, The Wilson Family i The Unthanks. W ich doborze nie ma przypadkowoĹci. Wszyscy oni pochodzÄ z pĂłĹnocnej Anglii i jak maĹo kto 'czujÄ ' motyw przewodni tego albumu.Â
Sting nie potrzebuje juĹź nagrywaÄ radiowo â stadionowych kawaĹkĂłw. Po latach sukcesĂłw czy to solowych, czy to z The Police i odĹoĹźeniu na koncie sporej 'sumki' moĹźe pozwoliÄ sobie na zabawÄ kompozytorskÄ i realizowanie swoich marzeĹ. Nie musi dbaÄ o to, aby byĹy to przeboje. Liczne grono fanĂłw i tak kupi kaĹźdy nastÄpny krÄ Ĺźek sygnowany jego pseudonimem. Jest speĹniony jako muzyk, aktor czy teĹź bohater popkultury. Teraz w jego Ĺźyciu nadszedĹ czas na sukces na musicalowej scenie. Szczerze to wolÄ nawet, aby w taki wĹaĹnie sposĂłb kontynuowaĹ swoja bogatÄ karierÄ, a nie jedynie odcinaĹ przysĹowiowe 'kupony' od sĹawy. To, Ĺźe raz na kilka lat przypomni o swojej rockowej przeszĹoĹci trasÄ a la âBack To Bassâ w zupeĹnoĹci mi wystarczy. Po przesĹuchaniu âThe Last Shipâ mam jedynie nadziejÄ, Ĺźe Sting wystawi swoje przedstawienie takĹźe u nas.Â