Ritchie Blackmore

The Ritchie Blackmore Story

Mystic Production 2015-11-05
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Ritchie o Ritchiem

Jakoś się utarło, że Ritchiego Blackomore'a z rzadka zalicza się do gitarowej elity. Po obejrzeniu DVD „The Ritchie Blackmore Storyˮ powinno się to zmienić. Sprawi to korowód występujących w tym filmie kolegów po gryfie oraz wyrażane przez nich uznanie, bynajmniej nie gołosłowne. Resztę dopowie imponujący, przewijający się w tle dorobek Ritchiego.

Najważniejsze jest jednak to, iż sam Blackmore zdecydował się wreszcie przerwać milczenie i opowiedzieć co nieco przed kamerą. Mówi więc o swych korzeniach, karierze, osiągnięciach i porażkach. Czyżby nagła przemiana z milczka w Ritchiego bez tajemnic? Bez przesady! Nadal pozostaje raczej powściągliwy w słowach, a myśli formułuje z umiarem. Szkada więc trochę, że skoro już się na to zdecydował, nie pojawia się w „Storyˮ więcej właśnie jego wypowiedzi.


Film porządkuje chronologicznie karierę Ritchiego, czyli de facto rozpościera pejzaż niesamowicie bogatej i różnorodnej twórczości. Pokazuje systematyczny rozwój instrumentalisty na przestrzeni półwiecza spędzonego na scenie. Z pewną dozą emfazy utrwala fanów w przekonaniu, że Ritchie jest wielki. „Niewiernych" zaś skłania przynajmniej do namysłu.

Po trochę nazbyt krótkim wstępie o domu rodzinnym i początkach kariery, historia Blackmore'a szybko biegnie ku temu, co najbardziej oczekiwane, ale także już znane. Na ekranie po kolei pojawiają się praktycznie wszystkie płyty, w których główny bohater maczał gitarę.

Oczywiście mnóstwo miejsca poświęcono jego działalności w Deep Purple, choć równie mocno zaakcentowano pozostałe kamienie milowe kariery. Niektórych pewnie zdumieje znaczenie przypisane grupie Rainbow. Niemniej jednak Ritchie spędził z nią przecież niemal tyle samo czasu, co z Purplami i widać, że ma do tego okresu ogromny sentyment.

Zwieńczeniem muzycznych wędrówek jest oczywiście Blackmore's Night. Projekt, który z niepewnego eksperymentu przerodził się w stałe przedsięwzięcie o liczącej obecnie ponad dziesięć płyt dyskografii. Tu do opowieści bardzo aktywnie włącza się Candice Night. I od razu widać, że to świat inny od typowego dominum rockmenów.

„The Ritchie Blackmore Storyˮ jest obrazem przeznaczonym zdecydowanie dla rockowych neofitów. Ppopularny w formie i przekazie został znakomicie skonstruowany. Pojawiające się ilustracje, daty, fragmenty utworów i występów nie przerywają spójnej i systematycznej narracji, co znacznie wzmacnia walor informacyjny. Ożywczy element stanowią wywiady, już nie tylko anegdoty Ritchiego, ale pełne szacunku głosy nobliwego grona, do którego weszli, m.in. Brian May, Lars Ulrich, Steve Lukather, Joe Satriani, Steve Vai czy Ian Anderson.

Bonusem wydania jest podany w całości, trwający czterdzieści minut wywiad, w którym Blackmore opowiada o rzeczach bardzo różnych, ale przede wszystkim o muzyce i kolegach z branży. Plusem w czasach cięcia kosztów jest także dołączona do płyty wkładka-albumik ze zdjęciami Ritchiego na przestrzeni lat.

Ten świetny przewodnik po muzycznej karierze wielkiego gitarzysty trwa łącznie blisko trzy godziny. Jednak ortodoksyjni fani dostrzegą też niedostatki – prześlizgiwanie się po czasach pre-pruplowych, pomijanie interesujących kwestii z życia prywatnego, brak detali warsztatu gitarowego. Jak na taki film byłby to zapewne kwestie nadmiernie szczegółowe. No i na zakończenie jeszcze jeden cios miedzy oczy. Na DVD nie ma polskiej wersji językowej – ani lektora, ani napisów. Pozostaje zdać się na znajomość któregoś z języków uwzględnionych, a ta musi być momentami naprawdę solidna.

Potężna lekcja muzyki, równie wielki kawał dziejów rocka. Wobec braku stosownych publikacji w odpowiedniej liczbie istotne uzupełnienie wiedzy, zwłaszcza wówczas, gdy mowa o Rainbow i Blackmore's Night. A nawet gdyby miała być to tylko powtórka z historii, to i tak „The Ritchie Blackmore Storyˮ pewien dreszczyk pozostawia…