Balthazar

Thin Walls

Mystic Production 2015-03-30
Autor: Tomasz Nowak
Ocena:

Łamiąc cienkie ściany

Trzeci krążek Balthazara „Thin Walls” to następny krok w organicznym rozwoju grupy. Belgowie musieli zmierzyć się z pozytywną famą poprzedniego albumu „Ratsˮ, który trzy lata temu zyskał im spore grono sympatyków. Ciężar nie do końca udźwignęli, choć zaserwowali ciekawy zestaw swych chłodnych brzmień.

O tym, że Balthazar chce wpisać się w określony nurt, nie pozostając jednoczenie w jego okowach, świadczą już pierwsze nagrania. Z lekka transowe otwarcie („Decencyˮ) oraz intro do „Then Whatˮ z charakterystycznie współbrmiacym bassem i klawiszami zapewne nie przypadkiem kojarzą się z Joy Division. Baltrhazar zmierza jednak ku formom nowszym. Wyrastające w nurcie zimnej fali kawałki nawiązują do wszystkich znanych trendów ostatnich dziesięciu lat, a może i dawniejszych? Niezłą zagadkę dla poszukiwaczy inspiracji stanowi „Nightclubˮ. Spór nie łatwo będzie tutaj rozstrzygnąć, bo zawiera on właściwie dla każdego coś miłego.

Ambientowy chill out, najmniej od strony muzycznej proponuje „Bunkerˮ. Z kolei lajtowe „Wait Any Longerˮ to wycieczka w stronę britpopou, ale bliższego oldskulowi i The Beatles. Jeśli, zgodnie z zapowiedzią zespołu kolejne utwory na płycie mają rodzić w głowach słuchaczy obrazy „Dirty Loveˮ przywodzi na myśl postpunka zatrudnionego w kabarecie (Marc Almond?).

Niespieszne tempo płyty przeczy „wariackim papieromˮ na jej nagranie (podczas trasy koncertowej). Dzięki niemu Belgowie imponują samoświadomością. Sypią pełnymi garściami dobrze rozpoznawalnych brzmień, a jednocześnie wymykają się schematom. Jednak to właśnie różnorodność staje się pod koniec, gdzieś na etapie czwartego od końca i ciągnącego się na „Last callˮ, nieco męcząca. A może to kwestia nadmiernie zmanierowanego wokalu Maartena Devoldere? Na szczęście po kolejnych zagryzkach do kotleta („I Looked For Youˮ i „So Easyˮ), w finale („True Loveˮ) znów dostajemy odrobinę teatralnej melancholii.

Nad „Thin Wallsˮ paradoksalnie pokręcą nosem fani dwóch poprzednich krążków Balthazara. Ten trzeci trzyma poziom, ale nie spełnia stawianych prze nim wyzwań. Trudno nazwać go weselszym czy bardziej rozrywkowym. Bardziej pasowałoby do niego określenia eklektyczny i podniosły.

Natomiast tym, którzy Belgów jeszcze go nie poznali, płyta ta pokazuje, że muzycznej wyobraźni kapeli nie brakuje. Przez większość czasu naprawdę czarują i uwodzą bogatą instrumentacją i niekonwencjonalnymi zagraniami. Choć z czystym sercem ich nowy krążek polecić trzeba zdecydowanie bardziej tym, którzy nawet w upalne słoneczne dni lgną raczej do cienia.