Icona Pop

This Is...

2013-09-23
Autor: Michał Balcer
Ocena:

Kilka lat temu włoski polityk Silvio Berlusconi nazwał swoją partię 'Forza Italia'. Był to sprytny zabieg, gdyż to hasło jest stadionowym okrzykiem zagrzewającym drużyny narodowe z Półwyspu Apenińskiego do walki. I w taki oto sposób wszyscy Włosi, niezależenie od tego czy sprzyjali boskiemu Silvio, czy też nie, skandowali podczas imprez sportowych nazwę jego partii. Podobną operację stylistyczną zastosowały dwie Szwedki: Aino Jawo i Caroline Hjelt. Swój zespół określiły mianem Icony Pop. Trzeba przyznać, że ten termin zobowiązuje. Historia przemysłu muzycznego zna już kilka symboli - legend pochodzących z państwa ze stolicą w Sztokholmie. Czy dziewczyny mogą do nich dołączyć? Nie sądzę. Właśnie ukazał się ich drugi album zatytułowany „This Is... Icona Pop”. 

 

Pozornie trwający 33 minuty krążek to wulkan energii. Jednak 11 tanecznych, skocznych, elektronicznych kawałków zestawionych obok siebie powoduje, że po pierwszym przesłuchaniu mam ochotę wyrzucić tę płytę przez okno. Lub połamać pudełeczko, podrzeć na strzępy książeczkę i szorować nośnikiem po podłodze do całkowitego unicestwienia go... W najlepszym wypadku spróbować sprzedać na jakimś serwisie aukcyjnym. Z albumu wieje nudą, wszystkie numery są na 'jedno kopyto'. Ot taka pospolita 'łupanka' – wspomnienie wakacji i nocnego życia nadmorskiego kurortu. Niby Szwedki inspirują się muzyką lat osiemdziesiątych (ktoś klasyfikuje to nawet jako synthpop – rany Julek!), ale ja jakoś tego nie słyszę. Użycie syntezatorów to trochę mało... Przecież tamte, powstałe 25 – 30 lat temu piosenki nie były tak irytujące i męczące! Wcale nie były. Tamte utwory miały pewien urok romantyzmu, były do bólu szczere i pełne uczuć. O twórczości Icony Pop nie można tego powiedzieć. Strona muzyczna to nie jedyny mankament tego zespołu. Drugim jest moim zdaniem wokal obu pań, który nie przypomina w niczym śpiewania, a jedynie jakieś pokrzykiwania na temat szeroko rozumianego hedonizmu i czerpania z życia pełnymi garściami. 

 

Duet, aby rzeczywiście stać się ikoną popu musiałby wiele jeszcze popracować nad swoimi produkcjami. Nie widzę w nich jednak potencjału. PĂłki co nie zapowiadają Ĺźadnej rewolucji w muzyce. Mają tylko dobrą, chwytliwą nazwę, dzięki ktĂłrej jakoś zapiszą się w annałach. Nigdy nie będą drugą ABBĄ czy Ace Of Base. Mało tego – nie sądzę, aby wylansowały choć jeden międzynarodowy hit, grany przez 20 kolejnych lat przez wszystkie stacje radiowe na świecie. Taki na miarę „It’s My Life” Dra Albana, „Crucified” Army Of Lovers czy „Release Me” Agnes. Bo przecieĹź nie jest takim „I Love It”! Zresztą czego spodziewać się po utworze zrobionym do spółki z Charli XCX, ktĂłrej Ĺźenująco słaby popis w roli supportu przed Coldplay mogliśmy oglądać rok temu na Stadionie Narodowym? Nie mĂłwiąc juĹź o tym, Ĺźe „I Love It” jest jednym z głównych tematĂłw muzycznych nowego kuriozum serialowego jakim jest niewątpliwie „Miłość Na Bogato”. Niechaj to będzie najlepszym komentarzem dla tego wydawnictwa.Â