Trasa Obscure Sphinx / Blindead 23 - przystanek drugi Warszawa.
- 21 January, 2025
- Polarblazma
Siedemnastego stycznia przyszła kolej na Warszawę. To był wieczór kompletny — zaczęło się niepozornie, od splotu wokalu prosto z dna serca i falujących (momentami też zimnofalujących) gitar, które rozlał ze sceny zespół Kryształ. Mnie ten surowy, smutnawy klimat momentalnie przeniósł gdzieś na próbę garażowej kapeli. Tak więc na początku zagrał Kryształ, i to na głęboko nostalgicznych nutach.
Po niecałej godzinie przyszła pora na lekką zmianę nastroju i ostatnią szansę na potupanie nóżką, czyli solidne uderzenie kipiącego energią zespołu Wij i ich klasycznych, hardrockowych riffów. Uosobienie charyzmy na scenie, Maria, wprowadziła na salę sale solidną dawkę życia i energii, elektryzującym głosem snując opowieści o stworzeniach i potworach pochodzących niekoniecznie ze świata żywych…
Później było już tylko smutniej i poważniej — następne półtorej godziny przejął mianowicie Blindead 23 i po rozbudowanym intro wypełnił przestrzeń wydanym przed piętnastoma laty pod sztandarem Blindead Affliction XXIX II MXMVI. Z dźwięków najbardziej zapadał w pamięć niepodrabialny miks progresywnych kompozycji i industrialowych brzmień, lawiny wymieszane z momentami wyciszenia, gdzieniegdzie pogłosami płaczu lub dziecięcego śmiechu. W kategorii uczucia i wrażenia dominowała zdecydowanie melancholia — nie do przeoczenia pozostawał osobisty stosunek muzyków do albumu. Z chwili na chwilę robiło się coraz gęściej, a wzruszeń ciąg dalszy miał dopiero nadejść.
Wieczór zakończył potężnym kopnięciem prosto w splot słoneczny Obscure Sphinx. Brzmiało to i wyglądało krystalicznie czysto i z oszałamiającą siłą wgniatało w ziemię, tym bardziej, że dźwiękom towarzyszył taniec Wielebnej, który nie pozostawiał wątpliwości, jak wiele kotłuje się w niej emocji. Bez wytchnienia i najmniejszych odchyleń od kosmicznego poziomu realizacji co-headlinerzy udowadniali, że po najwyższej próby sludge nie trzeba jechać do Belgii, a OS na żywo to coś więcej niż koncert i jakkolwiek przesadnie o nie brzmi, nie tylko nie jest to tylko jedynie moje zdanie, ale w zasadzie wrażenie każdego, z kim rozmawiałam o tym występie.
Jedynym, co nie zwalało z nóg, była frekwencja. Krótko mówiąc, w piątkowy wieczór przez Progresję przejechał walec i pogłoski donoszą, że nikt nie pozostał niewzruszony.