
Żelazne klasyki Żelaznej Dziewicy, czyli Iron Maiden zagrał w Warszawie
- 03 August, 2025
- tekst Aneta i Piotr Kuhny/ fot. Piotr "Bobas" Kuhny
W sobotę, 2 sierpnia 2025 roku, PGE Narodowy w Warszawie stał się świadkiem historycznego wydarzenia – legendarny zespół Iron Maiden zagrał koncert w ramach jubileuszowej trasy "Run For Your Lives World Tour", celebrującej 50-lecie istnienia grupy. Wydarzenie przyciągnęło dziesiątki tysięcy fanów ciężkiego brzmienia z całej Polski i zagranicy (sądząc z flag byli nawet „ironsi” z Brazylii i Japonii!), tworząc niezapomnianą atmosferę.
Punktualnie o 20:50 ze sceny dobiegły dźwięki „Doctor Doctor” zespołu UFO, a to mogło oznaczać tylko jedno- zaczyna się show! Ale zanim zespół pojawił się na scenie publiczność zobaczyła dwie animacje odnoszące się do początków zespołu i „Eddiego z tamtych lat”. Zabrzmiało intro „Murders in the Rue Morgue” i pojawili się oni - Iron Maiden! Kiedy weszli na scenę, stadion eksplodował entuzjazmem. Zespół, świętujący pięć dekad na scenie, po raz kolejny z łatwością zawładnął stolicą już od pierwszych riffów.
Iron Maiden zaprezentowali potężny przekrój swojego półwiecznego dorobku, od nieśmiertelnych klasyków, takich jak "The Trooper", "Fear of the Dark" i "Run to the Hills", po wszystkie rarytasy z dziewięciu pierwszych płyt zespołu. I chyba trafili z wyborem repertuaru bo te żelazne klasyki spotkały się z doskonałym, wręcz ekstatycznym, przyjęciem publiczności. Bruce Dickinson był w doskonałej formie wokalnej i fizycznej, z nieustającą energią biegał po scenie, zachęcając publiczność do wspólnego śpiewania i zabawy. Charakterystycznie dla siebie, podczas "Powerslave" i "Hallowed Be Thy Name" wokalista wzywał głośnym okrzykiem: "Scream for me Warsaw! Scream for me Poland!", a tłum odpowiadał z ogromną mocą. Oczywiście nie zabrakło polskich akcentów w tym zamiany Union Jacka na naszą flagę podczas „The Trooper”, czy wspomnienia bohaterstwa polskich lotników. Co do wspomnień, to nie zapomniano tych którzy niedawno opuścili ten łez padół lub zespół przypominając Paul’a Di'Anno (zmarłego w zeszłym roku) i Nicko McBrain’a (musiał zrezygnować z wyjazdów na trasy powodów zdrowotnych).
Ci którzy pozostali na scenie udowodnili, że są w świetnej formie muzycznej i fizycznej. Bruce- człowiek dynamit! Z wokalem, który potrafił prowadzić walkę z akustyką Stadionu Narodowego. Steve Harris nieodmiennie „strzelający nutami” ze swego basu do fotoreporterów i publiki. Janick Gers udowadniający, że nawet z gitarą półszpagaty na głośnikach, czy też inne wymagające rozciągnięcia figury nie są niemożliwe. O żonglerce ową gitarą wokół swego ciała (używając paska) nawet nie wspominając. Może ciut mniej ekspresyjni Dave Murray i Adrian Smith pokazujący słuchaczom do czego służą „wiesła”. I debiutant w zespole Simon Dawson, znany wcześniej Harrisowi ze współpracy w ramach projektu British Lion, o którym można powiedzieć iż godnie zastąpił „najbrzydszego perkusistę świata”.
Nie można nie wspomnieć o oprawa wizualnej koncertu. Tym razem nie tak bogata jak na przykład ta z Krakowa sprzed paru lat z powieszonym nad sceną Supermarine Spitfire, czy „szczątkami statku kosmicznego” z trasy promującej Brave New World. Choć skromniejsza, była jednak klasą samą w sobie. Supernowoczesne widowisko wzbogacały animacje, klipy i filmy 3D, gdzie straszyły/ cieszyły wykreowane zapewne za pomocą AI kolejne wcielenia Eddiego. Cyfrowa scenografia robiła naprawdę imponujące wrażenie. Sam zaś Eddie, kultowa maskotka zespołu, gościła na scenie i telebimie, walcząc z Bruce, czy też wyłaniając się z paszczy cyfrowego potwora. W "The Number of the Beast" pojawiły się kadry z horroru z czasów kina niemego, a w "Phantom of the Opera" scena zamieniła się w gotyckie schody. Było co oglądać!
I nie możemy się doczekać, kiedy zobaczymy show Żelaznej Dziewicy ponownie. Wokalista rozstając się z publiką zapewniał, że to już za chwilę. Bo czują się świetnie i mają nadal radość z grania, a pierwsza część trasy jubileuszowej trasy, która kończyła się właśnie w Warszawie utwierdziła ich w przekonaniu, że są jeszcze publiczności potrzebni. Patrząc na formę zespołu pozostaje zakrzyknąć: „wracajcie jak najszybciej!”. Oni upływowi czasu (podobnie jak Bruce Eddie'mu na pierwszej fotce) po prostu pokazują środkowy palec!
Jako support na scenie o godzinie 19:30 pojawiła się szwedzka grupa Avatar. Pomimo starań, by rozgrzać publiczność i bardzo ciekawej prezencji scenicznej ich występ nie porwał publiki, a fani z niecierpliwością czekali na główną gwiazdę wieczoru. Ale taki jest los tych, którzy dzielą (czasowo) wyznawców od ich idoli. Troszkę szkoda, bo ten grający już prawie 25 lat zespół z Göteborg’a naprawdę wkładał sporo wysiłku by dotrzeć do serc polskich słuchaczy.
Tracklista warszawskiego koncertu IM:
Murders in the Rue Morgue
Wrathchild
Killers
Phantom of the Opera
The Number of the Beast
The Clairvoyant
Powerslave
2 Minutes to Midnight
Rime of the Ancient Mariner
Run to the Hills
Seventh Son of a Seventh Son
The Trooper
Hallowed Be Thy Name
Iron Maiden
Bis:
Aces High
Fear of the Dark
Wasted Years
Live Nation – dziękujemy bardzo za możliwość zobaczenia tego niezwykłego show i liczymy na Was, że następna trasa IM nie ominie Polski.
Do "przewijania" zdjęć należy używać znaczników w dolnej części ramki (telefon, komputer) lub strzałek (komputer).











































































